-
Jesteś sama?
Pokiwałam
głową. Więzień przysunął swój fotel bliżej przedniej ścianki
z pola siłowego.
-
Nie wyglądasz do końca tak jak sobie wyobrażałem. Ale wreszcie
mogę ci się przyjrzeć, bez tych niewydarzonych śniegusów… -
Powiedział cicho, a ja poczułam, że się rumienię.
- Niech pan uważa, mówi pan o moich rodzicach! – Powiedziałam
szybko, patrząc na czarną postać wrogo. Też mi rodzinka.
-
Twoi rodzice też się pewnie nie spodziewali, że będziesz tak
wyglądać, co? – Zignorował mnie Pitch Black łagodnie i
popatrzył mi w oczy. – I mów do mnie Mrok. – zamyślił się, a
na jego twarz wypłynął dziwny uśmiech – Albo nawet wujku Mrok.
Mrok
przypominał człowieka, ale, podobnie jak moi rodzice, miał w sobie
coś więcej. Oni byli co prawda bosko piękni – Mrok miał jednak
jakoś nieproporcjonalnie zbudowaną twarz. Najbardziej niepokoiły
w niej czarne oczy ze złotymi pobłyskami. Nawet jego włosy zdawały
się nienaturalnie postawione w dziwaczną fryzurę, która jeszcze
dodawała mu, i tak wysokiemu i chudemu, wzrostu. W jego celi było
jakby ciemniej niż w innych – musiała stać za tym jego aura.
Przerabiałam to z moimi rodzicami i innymi Strażnikami, tylko że u
nich aura rozświetlała pomieszczenia. Mimo to nie czułam strachu,
raczej lekki niepokój i mieszaninę zaciekawienia i sceptycyzmu.
-
My naprawdę jesteśmy rodziną? – Zapytałam chłodno, a Mrok
popatrzył na mnie chytrze.
-
Czyżby rodzice nie opowiadali ci, co stało się wiele wieków temu?
-
Owszem, ale wciąż nie wiem w jaki sposób zostaliśmy wtedy
spokrewnieni.
-
Hm, powiedzmy… - Mrok zastanawiał się chwilę. – I tak nie
możesz zrozumieć magii jaką wtedy władano, ani mocy Eryna, dość,
że musieliśmy… trochę powymieniać się krwią. Teraz mówi się
na coś takiego transfuzja, tylko ludzie nie potrafią robić tego
bez rurek i tym podobnych bzdur. – Odpowiedział pokrętnie, a mnie
już to nie interesowało.
-
Co miałeś na myśli, twierdząc, że nie tak sobie mnie
wyobrażałeś? Nie spełniam standardów… wuju? –Zapytałam
mrużąc oczy. Chciałam trochę poudawać odważną buntowniczkę,
żeby ten cały Mrok nie myślał sobie, że łatwo można mnie
omamić. Jednak zdawało się, że on dobrze wie, że to tylko
pozory.
-
Sprytna jesteś! Cieszę się, pewnie te dobre cechy masz po mnie!
Słuchaj Theo, czujesz czasami pociąg do sadystycznego znęcania się
nad jakimiś przedmiotami? A może nad istotami żywymi? – Zapytał
Mrok udając, że jest podniecony, lecz tak naprawdę uważnie mnie
obserwując. A więc oboje gramy w te gierki.
-
Nie zmieniaj tematu. Moi rodzice też nie spodziewali się mojego
wyglądu? Co to ma znaczyć? – Zapytałam twardo. Nie było trudno,
bo Mrok znajdował się za polem siłowym, a u końca korytarza
stróżował Slender. W innych okolicznościach nie byłabym taka
buńczuczna.
-
Uparta, to też pewnie po mnie. Ale inteligencji chyba nie
odziedziczyłaś, a tak na to liczyłem! – Syknął Mrok i
wyprostował się na krześle, wciąż jednak uśmiechał się dość
przyjaźnie, jeśli można było tak określić jakikolwiek wyraz tej
twarzy. – Moja droga, jeśli nie zauważyłaś twoi rodzice są
jasnowłosymi aniołkami. Nigdy nie pomyślałaś, że trochę hm…
różnisz się od nich? – Widząc mój zgłupiały wyraz twarzy,
jeszcze szerzej się uśmiechnął. – Te dziwne plamki na
policzkach…
-
To piegi! – Powiedziałam urażona.
-
Rude włosy…
-
Kasztanowe!
-
Wcale nie jesteś bosko piękna, księżniczko. Nie zadawałaś sobie
pytania czemu? A charakter? Nie masz czasami dziwnych myśli, o
których nigdy nie powiedziałabyś mamusi? Swojej nieskazitelnie
dobrej mamusi i temu błaznowi tatusiowi?
-
Nie mamy przed sobą tajemnic. – Powiedziałam nieprzekonująco, a
czarne oczy Mroka prześwietlały mnie na wylot. Przypomniało mi się
kilka momentów, o których nigdy nikomu nie opowiadałam. Jak mając
dwanaście lat przypadkowo podpaliłam Londyn, ale korzystając z
okazji pobiegłam do dzielnicy, w której widziałam pobitego na
śmierć chłopca i tam rozpaliłam drugi ogień z premedytacją. To
była najgorsza dzielnica… z ciasnymi uliczkami i wąskimi
drzwiami. - Możesz sobie odpuścić.
-
A ogień? - drążył dalej Mrok, - Dlaczego córka władców śniegu
ma moc ognia? Nawet Księżycowy Człowiek nie jest aż tak
nieroztropny, żeby zaprzeczać naturze! Jeśli powiesz, że nigdy
się nad tym nie zastanawiałaś, to stracę wiarę w nasze
pokrewieństwo!
Nic
nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam wzrok. Dobrze wiedział, że
się nad tym zastanawiałam. Po chwili znów spojrzałam w jego
czarne oczy.
-
Wytłumacz mi w takim razie. Dlaczego taka jestem? - Zapytałam
cicho, a na wargi Mroka wpłynął krzywy uśmiech.
-
Tak naprawdę jedynie Eryn może odpowiedzieć na to pytanie, a on
śpi. Nie wiem jak to zrobił, jak bardzo starożytna magia to była…
- Wyszeptał, wpatrując się we mnie. - Eryn stopił się z tobą,
pochłonął twoją księżycową aurę…
-
Miałam księżycową aurę? Jak rodzice? - Zapytałam i dreszcz
przebiegł mi po plecach. To ich aura była najważniejsza, dawała
im kontrolę nad mocami i piękno. Ona czyniła ich Strażnikami. Ja
nigdy jej nie miałam, przynajmniej tak myślałam.
-
Oczywiście, jesteś przecież córą księżyca! A właściwie
byłaś. - Powiedział Mrok złośliwie. - Eryn pożarł cię na
śniadanie, bo byłaś ogromnym źródłem energii. I chciał pokazać
Człowiekowi z Księżyca, że znowu może z nim walczyć. Nawiasem
mówiąc, to bracia. Zmanipulował tego biednego chłopca, omamił go
i…
-
Księżycowy Człowiek ma brata? - wyrwało mi się znowu. Tym razem
Mrok już nie wyglądał na zadowolonego.
-
Jeśli chcesz wysłuchać całej historii, to nie przerywaj mi, choć
przez minutę. I tak, są braćmi. - Popatrzył na mnie dziwnie. - Ty
też jesteś tym nieświadomym nowoczesnym dzieckiem, które uznaje
Księżycowego Człowieka za Boga? Pewnie rodzice ci to wmówili, oni
zawsze byli nim zachwyceni. A tak naprawdę Księżyc, tak jak i jego
brat pochodzą jeszcze z ery pierwszych ludzi. Są po prostu dużo
potężniejsi niż Strażnicy, nic więcej. - Podniósł długi palec
do góry i wykonał nim gest, mówiący „nie, nie”, jak do małego
dziecka. - Wróćmy jednak do twojego „zmartwychwstania”.
Właściwie nie było już dla ciebie nadziei, nikt oprócz mnie i
tego dzieciaka Leonarda nie wiedział gdzie jesteś, ale ja nie
lubiłem twoich rodziców, a on się wstydził. Wtedy wpadła mi w
ręce stara księga, kilka ciekawych zaklęć, nic więcej. Było tam
jednak coś, co miałem ochotę wypróbować, a twoja sytuacja się
do tego idealnie nadawała. Pogadałem trochę z Erynem, wypróbowałem
i puff! Uratowałem cię i musiałem oddać na to trochę własnej
krwi!- Powiedział skromnie, uśmiechając się szeroko i udając, że
przygląda się swoim paznokciom. Zaraz jednak spojrzał na mnie z
zainteresowaniem.- Wróciło dziecko. Tylko już nie takie samo.
Straciło wygląd małego aniołka, wyglądało bardziej jak
pospolity człowiek. Zamiast .ogromnej mocy lodu został ci
przerażający i niekontrolowany ogień, domena Eryna. No i odebrał
ci nieśmiertelność…
-
Jak to? Przecież żyję już półtora tysiąca lat. - Znowu
wykrzyknęłam. Od kilku minut słuchałam z szeroko otwartymi
oczami.
-
Bo moja krew spowolniła twoje starzenie. Bardzo spowolniła. Ale nie
zatrzymała. - odparł spokojnie Mrok. - Jesteś bardziej ludzka, niż
twoi wspaniali rodzice, Theo. Masz w sobie zło, dużo zła.
Większość z Eryna, trochę pewnie ze mnie. Tylko od ciebie zależy,
czy je wykorzystasz…
-
Kłamiesz! - Stwierdziłam niepewnie.
-
No cóż, nie będę się z tobą kłócił. Fakt faktem, że
jesteśmy teraz rodzinką. A co do twoich kolejnych odwiedzin…
-
Już nigdy mnie tu nie zobaczysz! - Powiedziałam odwracając się
już do wyjścia.
Sorry za spóźnienie///Annie
O matko O.o To znaczy, że Theo ma takie mocno sadystyczne podejście do ludzi? A jeśli ona przejdzie na te złą stronę, rozwali akademię i w ogóle wszystko? I zastanawiam się, czy Eryn się zbudzi. Wow, to by dopiero była akcja!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Podoba mi się sposób, w jaki opisujesz dane sytuacje ^^
Pozdrawiam i weny życzę!
Mrok i Theo rodziną?!Po moim trupie!>·< Super rozdział! Weny życzę!
OdpowiedzUsuń