wtorek, 15 marca 2016

23

Ostatnio Violet wydawała się bardzo zadowolona. Po treningach wcale nie wracała do mieszkania, a wieczorem przychodziła późno. Rano można było usłyszeć jak podśpiewuje w kuchni robiąc kanapki i często zdarzało jej się przypadkowo zniknąć, gdy się zamyśliła. To było bardzo dziwne, bo w domu zrobiło się też dużo spokojniej. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, bo często spędzałyśmy razem czas na treningu – Violet asekurowała mój ogień swoim polem siłowym, jednak Will co dzień krążył niespokojnie po dużym pokoju. Raz czy dwa zrobił nawet Violi awanturę, że nie może wracać tak późno, choć na dworze było jeszcze jasno, a przecież byli w tym samym wieku. Najczęściej za dnia zamykałam się w swoim pokoju i ćwiczyłam albo wymykałam się gdzieś razem z Leo, bo nie mogliśmy już dłużej znieść jego ponurej miny i nerwowego kroku. Męczyło nas jego zachowanie, ale najbardziej cierpiała Violet, która obrywała twardymi spojrzeniami i docinkami. Ona jednak chyba starała się o tym zapominać, bo wciąż miała dobry nastrój i wracała coraz później.
Pewnego dnia nie wracała aż do północy. Tego dnia dostałam wiadomość od rodziców, że druga faza ich misji się rozpoczęła i nie będą mogli się ze mną kontaktować przez najbliższy czas. Myśląc o tym nie mogłam zasnąć i wreszcie wstałam, by wziąć z kuchni szklankę mleka. Gdy weszłam do dużego pokoju, światło było wciąż zapalone. Will siedział nieruchomo na jednym z krzeseł i patrzył przez okno, na oświetloną jasno ulicę. W pierwszej chwili nawet mnie nie usłyszał, więc cicho zastukałam we framugę.
- Ach, to ty. – Powiedział tylko na mój widok. Przysunęłam się bliżej.
- Jeszcze nie wróciła?
- Nie. – Will wzruszył ramionami. Pokiwałam głową w roztargnieniu.
- Jak myślisz, co ona może robić? – Zapytałam. Chłopak popatrzył na mnie zmrużonymi oczami.
- Vi ma chłopaka. Nie mówiła ci? – W jego głosie zabrzmiało coś dziwnie smutnego. Pokręciłam głową. – Dziwne. Myślałem, że wiesz od dawna. To trwa już miesiąc.
- Nie chciałam być wścibska, każdy ma prawo do swojego życia, a ona ma 22 lata…
- Nie, jeśli się mieszka w jednym mieszkaniu. Ona mogłaby zachowywać się jak ty, a nie szwędać się po nocy z jakimiś podejrzanymi typkami.I jej wiek nie ma tu nic do rzeczy. – Wycedził jakby sam do siebie. Stałam przez chwilę w milczeniu. Moje bose stopy zrobiły się zimne jak lód od chłodu kafelek.
- A wiesz kto to? Ten jej chłopak? – Zapytałam z wahaniem. Will podniósł głowę.
- Tadashi Hamada. Azjatycki wynalazca, nadprzeciętny. – Ostatnie słowo wypowiedział z prawdziwym rozgoryczeniem. Zaraz jednak ukrył to drwiną. – Jestem pewien, że nie umiałby naprawić czas-maszyny!
Nie chciałam powiedzieć mu, że on sam nie umie tego zrobić, bo najwyraźniej cieszył się myślą o niepowodzeniach Tadashi. Kojarzyłam tego chłopaka, był wysoki, czarnowłosy. Dowodził zespołem wynalazców u profesora Starka. Często chodził ze swoim młodszym bratem do Akademii i stołówki dla adeptów. Leo kiedyś chyba wspominał coś o jakimś jego fantastycznym wynalazku, ale nie umiałam sobie przypomnieć co to było.
W tym właśnie momencie w drzwich coś zachrobotało i do mieszkania wpadła Vi. Miała na sobie tę śliczną różową sukienkę, którą zakładała tylko na specjalne okazje. Podśpiewywała pod nosem i wyglądała, jakby wypiła coś mocniejszego. Leo błyskawicznie pojawił się w drzwiach swojego pokoju z potarganą fryzurą, jakby przeczuwał coś niedobrego. Nawet Moon wyjrzała zaspana z mojego pokoju i obwąchiwała nogi dziewczyny.
- Nie śpicie? – Zapytała Violet na nasz widok, lekko się zatoczywszy. Na twarzy Willa pojawił się rumieniec.
- Dobrze się bawiłaś? – zapytał, a w jego głosie czuć był nutę groźby . Violet roześmiała się beztrosko.
- Tadashi znalazł tajny schowek starej Mavis, więc my z Honey wyjęłyśmy kilka eliksirów…
- To mogło być niebezpieczne! Nie wiecie co to były za eliksiry! – Wpadł jej w słowo Will. Vi zachichotała.
- A od kiedy ty jesteś taki ostrożny?
- Od kiedy łazisz całymi dniami z jakimiś podejrzanymi ludźmi! – Odpowiedział ostro Will. Cała wesołość zniknęła z twarzy Vi. Zaczęłam czuć się niezręcznie i próbowałam dyskretnie przysunąć się do drzwi mojego pokoju. Leo popatrzył na mnie znacząco i wycofał się trochę w głąb, żebym mogła przekoczować nadchodzącą burzę u niego.
- TO nie są podejrzani ludzie! Tak samo jak ja uczą się w Akademii!
- A ja to się może nie uczę? Mimo, że nie jestem nadprzeciętny z jakiegoś powodu mnie tu ściągnęli. Może i jesteście sobie lepsi z Tadashim, ale nie zamierzam przez to zarywać nocy!
- Nikt ci nie każe na mnie czekać! I w ogóle nie oto mi chodziło… - Wrzasnęła Violet. Dotknęłam już klamki drzwi pokoju Leo, ale musiałam poczekać, aż Moon przeciśnie się przez szparę w drzwiach.
- Wybacz, ale ja, głupi, pozbawiony talentów, nie jestem w stanie wejść w twój wysokorozwinięty umysł! Jeśli zamierzasz się tak zachowywać, zamieszkaj z Tadashim!
- Przestań ciągle to mówić! NIE OBCHODZĄ MNIE TWOJE KOMPLEKSY! Daj mi żyć, sam też możesz się spotykać ze znajomymi. TYLKO, że TY CZUJESZ SIĘ GORSZY! Czemu? Tego nikt nie wie! – Ryknęła dziewczyna rozwścieczona. Jej skóra zaczęła migotać. Zacisnęła pięści. – I wiesz co? Zamieszkam z Tadashim! Dłużej nie wytrzymam ciągłego użalania się nad tobą!
Zaległa cisza. Violet oddychała głośno, wyczułam, że już teraz żałuje swojego wybuchu. Will zacisnął usta. Ja przyparta do drzwi znieruchomiałam, patrząc jak zahipnotyzowana na ich twarze. Napięcie w pokoju spowodowało, że powietrze było jakby gęste. Czułam się głupio, będąc świadkiem tej sceny i kilkakrotnie już obiecałam sobie w duchu poważną rozmowę z każdym z nich.
- Mogłaś wcale nie pomagać mi w Nowym Jorku. – Wyszeptał Will, a każde jego słowo było świetnie słyszalne w zupełnej ciszy. – Patrz, ile Ci to nieszczęścia przyniosło.
- Will. – zaczęła Violet, ale chłopak już zatrzasnął się w swoim pokoju. – Will!
Ale odpowiadała jej tylko cisza. Poczułam, że moje stopy zmarzły na kość, a gdy Violet spojrzała na mnie prośbą w oczach, ja rozłożyłam tylko ręce w geście bezradności i czym prędzej znikłam w pokoju Leo. Chciałam jak najszybciej zbiec z placu boju. Usiedliśmy na łóżku czekając, aż usłyszymy trzask drzwi pokoju Violet.
- Z Willem chyba nie wszystko w porządku. - Powiedział cicho Leo, rzucając przestraszone spojrzenie na drzwi prowadzące na korytarz. Zadrżałam z zimna i zdenerwowania, więc zarzucił mi na plecy koc.
- Jak myślisz, co to było? - Zapytałam, zbierając się do pójścia do swojego pokoju. Leo popatrzył na mnie i lekki uśmiech wpełznął mu na twarz.
- Miłość.
Tej nocy żadne z nas nie spało dobrze. 


Sorry za spóźnienie, ale mam Festiwal Teatralny. //Annie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku! Dziękuję, że poświęciłeś czas na czytanie mojej twórczości! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tu swoją opinię, dzięki której będę wiedziała, co jeszcze powinnam poprawić! Mam nadzieję, że zobaczymy się przy kolejnym poście :)


(Kopiowanie i rozpowszechnianie opowiadań bez oznaczenia kto jest ich autorem jest zabronione )