Ostatnio
Violet wydawała się bardzo zadowolona. Po treningach wcale nie
wracała do mieszkania, a wieczorem przychodziła późno. Rano można
było usłyszeć jak podśpiewuje w kuchni robiąc kanapki i często
zdarzało jej się przypadkowo zniknąć, gdy się zamyśliła. To
było bardzo dziwne, bo w domu zrobiło się też dużo spokojniej.
Mnie osobiście to nie przeszkadzało, bo często spędzałyśmy
razem czas na treningu – Violet asekurowała mój ogień swoim
polem siłowym, jednak Will co dzień krążył niespokojnie po dużym
pokoju. Raz czy dwa zrobił nawet Violi awanturę, że nie może
wracać tak późno, choć na dworze było jeszcze jasno, a przecież
byli w tym samym wieku. Najczęściej za dnia zamykałam się w swoim
pokoju i ćwiczyłam albo wymykałam się gdzieś razem z Leo, bo nie
mogliśmy już dłużej znieść jego ponurej miny i nerwowego kroku.
Męczyło nas jego zachowanie, ale najbardziej cierpiała Violet,
która obrywała twardymi spojrzeniami i docinkami. Ona jednak chyba
starała się o tym zapominać, bo wciąż miała dobry nastrój i
wracała coraz później.
Pewnego
dnia nie wracała aż do północy. Tego dnia dostałam wiadomość
od rodziców, że druga faza ich misji się rozpoczęła i nie będą
mogli się ze mną kontaktować przez najbliższy czas. Myśląc o
tym nie mogłam zasnąć i wreszcie wstałam, by wziąć z kuchni
szklankę mleka. Gdy weszłam do dużego pokoju, światło było
wciąż zapalone. Will siedział nieruchomo na jednym z krzeseł i
patrzył przez okno, na oświetloną jasno ulicę. W pierwszej chwili
nawet mnie nie usłyszał, więc cicho zastukałam we framugę.
-
Ach, to ty. – Powiedział tylko na mój widok. Przysunęłam się
bliżej.
-
Jeszcze nie wróciła?
-
Nie. – Will wzruszył ramionami. Pokiwałam głową w
roztargnieniu.
-
Jak myślisz, co ona może robić? – Zapytałam. Chłopak popatrzył
na mnie zmrużonymi oczami.
-
Vi ma chłopaka. Nie mówiła ci? – W jego głosie zabrzmiało coś
dziwnie smutnego. Pokręciłam głową. – Dziwne. Myślałem, że
wiesz od dawna. To trwa już miesiąc.
-
Nie chciałam być wścibska, każdy ma prawo do swojego życia, a
ona ma 22 lata…
-
Nie, jeśli się mieszka w jednym mieszkaniu. Ona mogłaby zachowywać
się jak ty, a nie szwędać się po nocy z jakimiś podejrzanymi
typkami.I jej wiek nie ma tu nic do rzeczy. – Wycedził jakby sam
do siebie. Stałam przez chwilę w milczeniu. Moje bose stopy zrobiły
się zimne jak lód od chłodu kafelek.
-
A wiesz kto to? Ten jej chłopak? – Zapytałam z wahaniem. Will
podniósł głowę.
-
Tadashi Hamada. Azjatycki wynalazca, nadprzeciętny. – Ostatnie
słowo wypowiedział z prawdziwym rozgoryczeniem. Zaraz jednak ukrył
to drwiną. – Jestem pewien, że nie umiałby naprawić
czas-maszyny!
Nie
chciałam powiedzieć mu, że on sam nie umie tego zrobić, bo
najwyraźniej cieszył się myślą o niepowodzeniach Tadashi.
Kojarzyłam tego chłopaka, był wysoki, czarnowłosy. Dowodził
zespołem wynalazców u profesora Starka. Często chodził ze swoim
młodszym bratem do Akademii i stołówki dla adeptów. Leo kiedyś
chyba wspominał coś o jakimś jego fantastycznym wynalazku, ale nie
umiałam sobie przypomnieć co to było.
W
tym właśnie momencie w drzwich coś zachrobotało i do mieszkania
wpadła Vi. Miała na sobie tę śliczną różową sukienkę, którą
zakładała tylko na specjalne okazje. Podśpiewywała pod nosem i
wyglądała, jakby wypiła coś mocniejszego. Leo błyskawicznie
pojawił się w drzwiach swojego pokoju z potarganą fryzurą, jakby
przeczuwał coś niedobrego. Nawet Moon wyjrzała zaspana z mojego
pokoju i obwąchiwała nogi dziewczyny.
-
Nie śpicie? – Zapytała Violet na nasz widok, lekko się
zatoczywszy. Na twarzy Willa pojawił się rumieniec.
-
Dobrze się bawiłaś? – zapytał, a w jego głosie czuć był nutę
groźby . Violet roześmiała się beztrosko.
-
Tadashi znalazł tajny schowek starej Mavis, więc my z Honey
wyjęłyśmy kilka eliksirów…
-
To mogło być niebezpieczne! Nie wiecie co to były za eliksiry! –
Wpadł jej w słowo Will. Vi zachichotała.
-
A od kiedy ty jesteś taki ostrożny?
-
Od kiedy łazisz całymi dniami z jakimiś podejrzanymi ludźmi! –
Odpowiedział ostro Will. Cała wesołość zniknęła z twarzy Vi.
Zaczęłam czuć się niezręcznie i próbowałam dyskretnie
przysunąć się do drzwi mojego pokoju. Leo popatrzył na mnie
znacząco i wycofał się trochę w głąb, żebym mogła
przekoczować nadchodzącą burzę u niego.
-
TO nie są podejrzani ludzie! Tak samo jak ja uczą się w Akademii!
-
A ja to się może nie uczę? Mimo, że nie jestem nadprzeciętny z
jakiegoś powodu mnie tu ściągnęli. Może i jesteście sobie lepsi
z Tadashim, ale nie zamierzam przez to zarywać nocy!
-
Nikt ci nie każe na mnie czekać! I w ogóle nie oto mi chodziło…
- Wrzasnęła Violet. Dotknęłam już klamki drzwi pokoju Leo, ale
musiałam poczekać, aż Moon przeciśnie się przez szparę w
drzwiach.
-
Wybacz, ale ja, głupi, pozbawiony talentów, nie jestem w stanie
wejść w twój wysokorozwinięty umysł! Jeśli zamierzasz się
tak zachowywać, zamieszkaj z Tadashim!
-
Przestań ciągle to mówić! NIE OBCHODZĄ MNIE TWOJE KOMPLEKSY! Daj
mi żyć, sam też możesz się spotykać ze znajomymi. TYLKO, że TY
CZUJESZ SIĘ GORSZY! Czemu? Tego nikt nie wie! – Ryknęła
dziewczyna rozwścieczona. Jej skóra zaczęła migotać. Zacisnęła
pięści. – I wiesz co? Zamieszkam z Tadashim! Dłużej nie
wytrzymam ciągłego użalania się nad tobą!
Zaległa
cisza. Violet oddychała głośno, wyczułam, że już teraz żałuje
swojego wybuchu. Will zacisnął usta. Ja przyparta do drzwi
znieruchomiałam, patrząc jak zahipnotyzowana na ich twarze.
Napięcie w pokoju spowodowało, że powietrze było jakby gęste.
Czułam się głupio, będąc świadkiem tej sceny i kilkakrotnie już
obiecałam sobie w duchu poważną rozmowę z każdym z nich.
-
Mogłaś wcale nie pomagać mi w Nowym Jorku. – Wyszeptał Will, a
każde jego słowo było świetnie słyszalne w zupełnej ciszy. –
Patrz, ile Ci to nieszczęścia przyniosło.
-
Will. – zaczęła Violet, ale chłopak już zatrzasnął się w
swoim pokoju. – Will!
Ale odpowiadała jej tylko cisza. Poczułam, że moje stopy zmarzły
na kość, a gdy Violet spojrzała na mnie prośbą w oczach, ja
rozłożyłam tylko ręce w geście bezradności i czym prędzej
znikłam w pokoju Leo. Chciałam jak najszybciej zbiec z placu boju.
Usiedliśmy na łóżku czekając, aż usłyszymy trzask drzwi pokoju
Violet.
-
Z Willem chyba nie wszystko w porządku. - Powiedział cicho Leo,
rzucając przestraszone spojrzenie na drzwi prowadzące na korytarz.
Zadrżałam z zimna i zdenerwowania, więc zarzucił mi na plecy koc.
-
Jak myślisz, co to było? - Zapytałam, zbierając się do pójścia
do swojego pokoju. Leo popatrzył na mnie i lekki uśmiech wpełznął
mu na twarz.
-
Miłość.
Tej
nocy żadne z nas nie spało dobrze.
Sorry za spóźnienie, ale mam Festiwal Teatralny. //Annie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytelniku! Dziękuję, że poświęciłeś czas na czytanie mojej twórczości! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tu swoją opinię, dzięki której będę wiedziała, co jeszcze powinnam poprawić! Mam nadzieję, że zobaczymy się przy kolejnym poście :)
(Kopiowanie i rozpowszechnianie opowiadań bez oznaczenia kto jest ich autorem jest zabronione )