-
Ach tak? Przykro mi, że pragniesz umrzeć w męczarniach. -
Powiedział Mrok za moimi plecami. Zatrzymałam się, uzyskał
zamierzony efekt swoimi słowami. - Twoi rodzice podpisali pakt.
Pewnie już ci to tłumaczyli. Przychodzenie do mnie to chyba nie
taka wysoka cena? - Spojrzałam na niego, ale o dziwo nie uśmiechał
się drapieżnie. Był zupełnie poważny, nawet jakby posmutniał.
-
Tata mówił, że mieszasz ludziom w umysłach. Że potrafisz tym
zabić.
-
Stare, dobre czasy. - uśmiechnął się smutno. - Jak miałbym
używać mocy poza tą klitką? Widzisz, jak moja aura się tu
zbiera. Kiedyś pokrywała całe miasta, nawet kraje i była tak
czarna, że nie dało się odróżnić dnia od nocy. - Pogładził
ręką jakby zamglone powietrze w swojej celi. Zwiesił głowę i
pokręcił nią w geście bezradności. Stanęłam znowu twarzą do
niego i obserwowałam jak z dumnego, Czarnego Pana, który jeszcze
przed chwilą wyśmiewał moją inteligencję, zmienia się w
skurczoną, starą postać. Dobrze ukrywał przez ten cały czas, że
jest tak słaby. Zrobiło mi się go żal. Potem przypomniałam
sobie, co mi powiedział i to co mówili o nim rodzice. Że prawie
ich zabił. Jakoś teraz nie umiałam sobie tego wyobrazić.
-
Będę przychodzić dwa razy w tygodniu, może być? - Powiedziałam
zaskakująco łagodnie. Popatrzył na mnie, a złote iskierki w jego
oczach zabłysły.
Nawał
informacji, który zalewał mnie od kilku tygodni po pewnym czasie
zelżał. Wielokrotnie rozmyślałam nad rewelacjami Mroka, które
raz uznawałam za kompletne brednie, to znów za całkiem możliwe.
Chodziłam do niego, wraz z obietnicą, dwa razy w tygodniu. Czasami
był naprawdę okropny, wyśmiewał mnie i rodziców, opowiadał o
swojej dawnej chwale. Jednak były takie momenty, kiedy odkrywałam,
jak bardzo niektóre moje myśli, których rodzice nie mogliby
zrozumieć, są podobne do jego. Z czasem ten dziwaczny wuj z mroczną
przeszłością, stał się mi bliższy niż mogłabym pomyśleć. Z
początku bałam się, że igra z moimi myślami i uczuciami, ale po
wizycie u profesora X, który nic takiego nie znalazł, a był
specjalistą w tych sprawach, odegnałam podejrzenia.
Akademia
przestała być dla mnie już zupełnie nowym miejscem, choć
poruszałam się głównie pomiędzy salą nuklearną i stołówką.
Nie musiałam długo czekać na kolejne zaproszenia do pomocy w
treningach. Poza profesorem Starkiem uczyłam się teraz również w
laboratorium profesora Bannera, gdzie odwalałam robotę palnika, u
profesora Magneto, gdzie podgrzewałam kadzie pełne płynnego
metalu, z którego jego uczniowie wykonywali różne przedmioty oraz
tworząc ogniste bariery na poligonie pod opieką profesora Rogersa.
Z tygodnia na tydzień przybywało więcej treningów i próśb o
pomoc. Zaczęto też prowadzić badania na mojej mocy, które trochę
niepokoiły profesora Storma.
Korespondencja
z rodzicami była na razie płynna. Z tego, co przesyłali przez
śnieżynki, byli w trakcie poszukiwań jakiejś tajemniczej energii.
Była z nimi reszta Strażników i przekonywali mnie, że póki co
nic im nie grozi. Chyba w to wierzyłam.
Najbardziej
cieszyło mnie jednak to, że między mną a Leo było już dużo
lepiej. Często towarzyszył mi podczas posiłków, zaprzyjaźnił
się też szybko z Violet i Willem. Wreszcie wyglądało na to, że
wszystko zaczęło się układać. Emma została moją dobrą
przyjaciółką i nawet Stark przestał dokuczać mi z powodu
„rudych” włosów, które są podobno „łatwopalne”. Nawet
nie spostrzegłam jak minął pierwszy, a potem drugi, miesiąc.
-
Theo, no powiedz! Naprawdę uważasz, że w Akademii nie ma nikogo
interesującego? Tylu tu wynalazców… I chociaż są geniuszami to
ich myśli są zupełnie takie same jak każdego faceta! - Perorowała
Emma w stołówce. Ostatnio wciąż gadała o chłopakach, niczym
dziewczyny w mojej poprzedniej szkole. Jak na tęgą osiemnastolatkę
była niezwykle śmiała i sama często zagadywała, nawet dużo
starszych, facetów. - Poparz chociaż na tamten stół, to
supersiłacze! Wszyscy to chodzący supermeni. - Rozmarzyła się
Emma. Potrząsnęłam głową.
-
Ostatnimi czasy dosyć mi chłopaków, zresztą nie mam się co
rozglądać za starszymi… - Powiedziałam moim zdaniem niewinnie,
ale coś w moim głosie musiało zwrócić uwagę Emmy.
-
Chyba ktoś wpadł w oko panny cnotki! Przecież widzę, przyznaj się
Theo. Kto jest tym nieszczęśnikiem? - Zawołała, śmiejąc się.
Potrząsnęłam głową.
-
Emma, cicho! To nie… To głupota.
To
była głupota. Bo Emma miała rację; choć obiecywałam sobie, że
już nigdy nie zainteresują się żadnym facetem, to ostatnio, moje
serce, jakby na złość, znowu zaczęło trzepotać. Najgorsze było
jednak to, że to dziwaczne uczucie dopadło mnie w więzieniu. Tego
dnia przyprowadzono nowego więźnia do celi obok Mroka. Był
niezwykle przystojny, dużo przystojniejszy od Karola. Mrok widząc
moje zainteresowanie, zapytał prowadzącego go potwora, o jego
przewinienia, bo ja nie mogłam wydobyć głosu.
-
Rozwalił Manhattan. Przysłali go tu na jakiś czas z Asgardu. - Nie
miałam pojęcia, co to Asgard - Nasze cele są równie mocne jak u
was, a może nawet mocniejsze, wiesz, kochanieńki? - Zwrócił się
do więźnia, który rzucił mu tylko wściekłe spojrzenie.
-
Jestem lepszy od was – splunął strażnikowi w twarz. - Jestem z
rodu bogów.
-
Wszyscy tutaj jesteśmy! - Powiedział do niego Mrok. Czarnowłosy
nieznajomy popatrzył na niego uważnie, a potem jego wzrok padł na
mnie. Przeszedł mnie dreszcz pod spojrzeniem tych zielonych oczu. I
nagle dostrzegłam, że więzień uśmiechnął się do mnie. Po
chwili został wepchnięty za pole siłowe.
Potem
za każdym razem, gdy przypominałam sobie ten uśmiech ciepło
rozlewało mi się po ciele. I to była głupota; facet musiał być
grubo starszy, oprócz tego siedział w więzieniu. Było w nim
jednak coś… Później dowiedziałam się, że nazywał się Loki
i pochodził z innej planety. Podczas moich odwiedzin często w
milczeniu przysłuchiwał się moim rozmowom z Mrokiem, albo
komentował naszą grę w szachy. Jeszcze nie udało nam się wydobyć
z niego historii z jego punktu widzenia, ale wiedziałam, że Mrok
nad tym pracował.
Powiedziałam
to w skrócie Emmie, która aż się zaczerwieniła z radości. Po
chwili dołączył do nas Leo.
-
Co się jej stało? - Zapytał, patrząc na chichoczącą Emmę.
-
Theo… ona ma ciągoty do kryminalistów! - Wyrzuciła na wydechu
Emma. Pokryłam się rumieńcem i odwróciłam wzrok. - Dobrze, że
jest chociaż przystojny! Jak będziecie się spotykać? Przez kraty?
-
Nie zamierzam się z nim spotykać i mówiłam Ci, że to głupstwo!
- Rzuciłam wściekle, na co Emma zaczęła się jeszcze bardziej
śmiać widząc wypieki na mojej twarzy i moją wściekłość.
-
Jasne, jasne, uważaj tylko, żeby go nie przysmażyć jak będziecie
się przytulać. A chwila, to będzie trudne, bo on jest w więzieniu!
- Emma dała mi kuksańca w bok, a ja poczułam, że moje palce robią
się ciepłe. Leo nic nie mówił, tylko zajął się swoją
marchewką.
-
Może skończmy już ten temat, co? Zgadnijcie co Misique kazała mi
zrobić. - Powiedział w końcu od niechcenia, a ja z chęcią
podchwyciłam temat. Emma przez tydzień rzucała mi znaczące
spojrzenia, ale starałam się nie zwracać na nie uwagi. Potem moje
myśli zaprzątnęło zupełnie coś innego.
Uhu, Theo i kryminalista! A już myślałąm, że będzie z Karolem xD No cóż, czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hahaha! Emma mnie rozbraja! Rozdział jak zawsze super! Pozdro i dużo weny!
OdpowiedzUsuń