poniedziałek, 7 marca 2016

22

- Ach tak? Przykro mi, że pragniesz umrzeć w męczarniach. - Powiedział Mrok za moimi plecami. Zatrzymałam się, uzyskał zamierzony efekt swoimi słowami. - Twoi rodzice podpisali pakt. Pewnie już ci to tłumaczyli. Przychodzenie do mnie to chyba nie taka wysoka cena? - Spojrzałam na niego, ale o dziwo nie uśmiechał się drapieżnie. Był zupełnie poważny, nawet jakby posmutniał.
- Tata mówił, że mieszasz ludziom w umysłach. Że potrafisz tym zabić.
- Stare, dobre czasy. - uśmiechnął się smutno. - Jak miałbym używać mocy poza tą klitką? Widzisz, jak moja aura się tu zbiera. Kiedyś pokrywała całe miasta, nawet kraje i była tak czarna, że nie dało się odróżnić dnia od nocy. - Pogładził ręką jakby zamglone powietrze w swojej celi. Zwiesił głowę i pokręcił nią w geście bezradności. Stanęłam znowu twarzą do niego i obserwowałam jak z dumnego, Czarnego Pana, który jeszcze przed chwilą wyśmiewał moją inteligencję, zmienia się w skurczoną, starą postać. Dobrze ukrywał przez ten cały czas, że jest tak słaby. Zrobiło mi się go żal. Potem przypomniałam sobie, co mi powiedział i to co mówili o nim rodzice. Że prawie ich zabił. Jakoś teraz nie umiałam sobie tego wyobrazić.
- Będę przychodzić dwa razy w tygodniu, może być? - Powiedziałam zaskakująco łagodnie. Popatrzył na mnie, a złote iskierki w jego oczach zabłysły.


Nawał informacji, który zalewał mnie od kilku tygodni po pewnym czasie zelżał. Wielokrotnie rozmyślałam nad rewelacjami Mroka, które raz uznawałam za kompletne brednie, to znów za całkiem możliwe. Chodziłam do niego, wraz z obietnicą, dwa razy w tygodniu. Czasami był naprawdę okropny, wyśmiewał mnie i rodziców, opowiadał o swojej dawnej chwale. Jednak były takie momenty, kiedy odkrywałam, jak bardzo niektóre moje myśli, których rodzice nie mogliby zrozumieć, są podobne do jego. Z czasem ten dziwaczny wuj z mroczną przeszłością, stał się mi bliższy niż mogłabym pomyśleć. Z początku bałam się, że igra z moimi myślami i uczuciami, ale po wizycie u profesora X, który nic takiego nie znalazł, a był specjalistą w tych sprawach, odegnałam podejrzenia.
Akademia przestała być dla mnie już zupełnie nowym miejscem, choć poruszałam się głównie pomiędzy salą nuklearną i stołówką. Nie musiałam długo czekać na kolejne zaproszenia do pomocy w treningach. Poza profesorem Starkiem uczyłam się teraz również w laboratorium profesora Bannera, gdzie odwalałam robotę palnika, u profesora Magneto, gdzie podgrzewałam kadzie pełne płynnego metalu, z którego jego uczniowie wykonywali różne przedmioty oraz tworząc ogniste bariery na poligonie pod opieką profesora Rogersa. Z tygodnia na tydzień przybywało więcej treningów i próśb o pomoc. Zaczęto też prowadzić badania na mojej mocy, które trochę niepokoiły profesora Storma.
Korespondencja z rodzicami była na razie płynna. Z tego, co przesyłali przez śnieżynki, byli w trakcie poszukiwań jakiejś tajemniczej energii. Była z nimi reszta Strażników i przekonywali mnie, że póki co nic im nie grozi. Chyba w to wierzyłam.
Najbardziej cieszyło mnie jednak to, że między mną a Leo było już dużo lepiej. Często towarzyszył mi podczas posiłków, zaprzyjaźnił się też szybko z Violet i Willem. Wreszcie wyglądało na to, że wszystko zaczęło się układać. Emma została moją dobrą przyjaciółką i nawet Stark przestał dokuczać mi z powodu „rudych” włosów, które są podobno „łatwopalne”. Nawet nie spostrzegłam jak minął pierwszy, a potem drugi, miesiąc.
- Theo, no powiedz! Naprawdę uważasz, że w Akademii nie ma nikogo interesującego? Tylu tu wynalazców… I chociaż są geniuszami to ich myśli są zupełnie takie same jak każdego faceta! - Perorowała Emma w stołówce. Ostatnio wciąż gadała o chłopakach, niczym dziewczyny w mojej poprzedniej szkole. Jak na tęgą osiemnastolatkę była niezwykle śmiała i sama często zagadywała, nawet dużo starszych, facetów. - Poparz chociaż na tamten stół, to supersiłacze! Wszyscy to chodzący supermeni. - Rozmarzyła się Emma. Potrząsnęłam głową.
- Ostatnimi czasy dosyć mi chłopaków, zresztą nie mam się co rozglądać za starszymi… - Powiedziałam moim zdaniem niewinnie, ale coś w moim głosie musiało zwrócić uwagę Emmy.
- Chyba ktoś wpadł w oko panny cnotki! Przecież widzę, przyznaj się Theo. Kto jest tym nieszczęśnikiem? - Zawołała, śmiejąc się. Potrząsnęłam głową.
- Emma, cicho! To nie… To głupota.
To była głupota. Bo Emma miała rację; choć obiecywałam sobie, że już nigdy nie zainteresują się żadnym facetem, to ostatnio, moje serce, jakby na złość, znowu zaczęło trzepotać. Najgorsze było jednak to, że to dziwaczne uczucie dopadło mnie w więzieniu. Tego dnia przyprowadzono nowego więźnia do celi obok Mroka. Był niezwykle przystojny, dużo przystojniejszy od Karola. Mrok widząc moje zainteresowanie, zapytał prowadzącego go potwora, o jego przewinienia, bo ja nie mogłam wydobyć głosu.
- Rozwalił Manhattan. Przysłali go tu na jakiś czas z Asgardu. - Nie miałam pojęcia, co to Asgard - Nasze cele są równie mocne jak u was, a może nawet mocniejsze, wiesz, kochanieńki? - Zwrócił się do więźnia, który rzucił mu tylko wściekłe spojrzenie.
- Jestem lepszy od was – splunął strażnikowi w twarz. - Jestem z rodu bogów.
- Wszyscy tutaj jesteśmy! - Powiedział do niego Mrok. Czarnowłosy nieznajomy popatrzył na niego uważnie, a potem jego wzrok padł na mnie. Przeszedł mnie dreszcz pod spojrzeniem tych zielonych oczu. I nagle dostrzegłam, że więzień uśmiechnął się do mnie. Po chwili został wepchnięty za pole siłowe.
Potem za każdym razem, gdy przypominałam sobie ten uśmiech ciepło rozlewało mi się po ciele. I to była głupota; facet musiał być grubo starszy, oprócz tego siedział w więzieniu. Było w nim jednak coś… Później dowiedziałam się, że nazywał się Loki i pochodził z innej planety. Podczas moich odwiedzin często w milczeniu przysłuchiwał się moim rozmowom z Mrokiem, albo komentował naszą grę w szachy. Jeszcze nie udało nam się wydobyć z niego historii z jego punktu widzenia, ale wiedziałam, że Mrok nad tym pracował.
Powiedziałam to w skrócie Emmie, która aż się zaczerwieniła z radości. Po chwili dołączył do nas Leo.
- Co się jej stało? - Zapytał, patrząc na chichoczącą Emmę.
- Theo… ona ma ciągoty do kryminalistów! - Wyrzuciła na wydechu Emma. Pokryłam się rumieńcem i odwróciłam wzrok. - Dobrze, że jest chociaż przystojny! Jak będziecie się spotykać? Przez kraty?
- Nie zamierzam się z nim spotykać i mówiłam Ci, że to głupstwo! - Rzuciłam wściekle, na co Emma zaczęła się jeszcze bardziej śmiać widząc wypieki na mojej twarzy i moją wściekłość.
- Jasne, jasne, uważaj tylko, żeby go nie przysmażyć jak będziecie się przytulać. A chwila, to będzie trudne, bo on jest w więzieniu! - Emma dała mi kuksańca w bok, a ja poczułam, że moje palce robią się ciepłe. Leo nic nie mówił, tylko zajął się swoją marchewką.
- Może skończmy już ten temat, co? Zgadnijcie co Misique kazała mi zrobić. - Powiedział w końcu od niechcenia, a ja z chęcią podchwyciłam temat. Emma przez tydzień rzucała mi znaczące spojrzenia, ale starałam się nie zwracać na nie uwagi. Potem moje myśli zaprzątnęło zupełnie coś innego.

2 komentarze:

  1. Uhu, Theo i kryminalista! A już myślałąm, że będzie z Karolem xD No cóż, czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha! Emma mnie rozbraja! Rozdział jak zawsze super! Pozdro i dużo weny!

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku! Dziękuję, że poświęciłeś czas na czytanie mojej twórczości! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tu swoją opinię, dzięki której będę wiedziała, co jeszcze powinnam poprawić! Mam nadzieję, że zobaczymy się przy kolejnym poście :)


(Kopiowanie i rozpowszechnianie opowiadań bez oznaczenia kto jest ich autorem jest zabronione )