poniedziałek, 25 stycznia 2016

18



-  Pewnie wiesz już dużo o akademii, dlatego Will teraz zajmie się ciastem – wysłała mu ostrzegawcze spojrzenie, gdy chciał zaprotestować – i pokażę ci parę zdjęć. W końcu masz z nami mieszkać.
Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi. Ja nie przygotowałam żadnych zdjęć. Nigdy nie zapoznawałam się ze współlokatorami.  Violet otworzyła album na pierwszej stronie.
- To moja rodzina, Parr’owie. To znaczy, Iniemamocni.- Na zdjęciu Violet stała przy wysokiej, rudowłosej kobiecie, która prawdopodobnie była jej matką. Powoli przerzucała strony, pokazując mi swoje zdjęcia rodzinne. Kolejne zdjęcia z mamą, z młodszym bratem. Na jednym z nich stała pomiędzy bardzo podobnymi do siebie mężczyznami. Jeden z nich był wyraźnie starszy. – To mój tata, a to pierwszy brat. On też tutaj chodzi, ale mieszka w mieście.
-A jaką on ma moc?
- Oh, superszybkość. – Odpowiedziała, jak gdyby nigdy nic.- Drugi brat ma dopiero osiem lat i potrafi przybierać dowolny kształt. Ale dla niego jest jeszcze za wcześnie na naukę. -  Przerzuciła stronę albumu. Był tam wklejony wycinek z jakiejś gazety. Violet westchnęła, jakby znowu musiała coś tłumaczyć.
- Ogólnie, mnie ta szkoła jest absolutnie niepotrzebna. – Znowu rzuciła potępiające spojrzenie na Willa, który prychnął okruchami ciasta. – Dorastałam w czasach, kiedy zamknięto program superbohaterów. Od dziecka uczyłam się, by kontrolować moce i żyć normalnie. Ale niestety, Mavis nikomu nie odpuszcza.  – Zastukała w gazetę. Nagłówek brzmiał „ Już nie tak potrzebni?”.  Pokiwałam głową. Następne zdjęcie wysunęło się z albumu  i zanim Violet zdążyła je schować, przechwycił je Will.
- Vi, jak ty mogłaś spotykać się z takim palantem? – Zapytał, trzymając zdjęcie w dwóch palcach i odsuwając je z dala od Violet, która próbowała je odebrać.  Dziewczyna zarumieniła się i zrobiła się przeźroczysta. Słyszałam o tym, że w stresujących sytuacjach zdarzało jej się znikać. Will tak wychylił zdjęcie, że mogłam zobaczyć pięknie umalowaną Violet obok jakiegoś przystojnego rudzielca z błyszczącymi zębami.
- To było w liceum! Byłam nastolatką… - zaczęła dziewczyna. Will zamachał fotografią.
- A on był przystojny… Liceum było dwa lata temu! – Stwierdził zgryźliwie. – Jaki palant wystawiłby cię w dzień balu końcowego?
- Och, uwierz, znam gorsze rzeczy, które dzieją się na balach. – Wyrwało mi się nieumyślnie. Will i Violet spojrzeli na mnie ciekawie, a ja natychmiast zamilkłam. Nie chciałam wracać do wydarzeń ostatnich tygodni.  Violet na szczęście wykorzystała tę chwilę nieuwagi i wyrwała chłopakowi zdjęcie. Will krzyknął, ale Violet zniknęła. Pozostał tylko jej beżowy sweter i unoszące się dziwacznie w powietrzu zdjęcie, które przepłynęły spokojnie na fotel. Po chwili pojawiła się na nim również właścicielka owych przedmiotów. Will wyglądał na oburzonego, choć wyraźnie podniosły mu się kąciki ust.
- Teraz pokażę ci rodzinę Willa. – Warknęła Violet patrząca ze złością na Willa, chowając zdjęcie głęboko do albumu i przerzucając stronę. Ukazało mi się malownicze ujęcie roześmianych ludzi, stojących przed dziwnie pomalowanym domem. Kolory były na zdjęciu okropnie jaskrawe, a postaci wyglądały co najmniej ekstrawagancko.
- Tylko proszę, nie opowiadaj o nich wszystkich! To mogłoby potrwać. – Mruknął Will, wciąż lekko naburmuszony. 
- Nie mam zamiaru. – Odparła Violet. – Pewnie i tak niedługo ich poznasz z opowieści Willa i jego tekstów typu „ za moich czasów”…
-Przecież jesteście w tym samym wieku? – Zapytałam  zaskoczona. Violet przeczesała włosy palcami.
- Teoretycznie, ale w praktyce Will jest ode mnie młodszy. Pochodzi z przyszłości.
- Słucham?! – Nie mogłam powstrzymać okrzyku. Wiedziałam co to przeszłość, to ja byłam przeszłością. Ale nigdy nie widziałam człowieka podróżującego w czasie. I znającego przyszłość. I POCHODZĄCEGO z przyszłości.
- Ej, to nie takie dziwne. – Wtrącił się Will.  – Przecież tutaj jest mnóstwo ludzi z różnymi świetnymi mocami, umiejętnościami, zmysłami… I przez to, że miałem wypadek w czas-maszynie wylądowałem wśród nich. Przeciętniak. Nie mam w sobie nic fajnego.
- On ma  kompleksy. – Wyartykułowała do mnie bezgłośnie Violet, podczas gdy Will zasępiony przyglądał się zdjęciom. Zauważył to jednak i dał Vi przyjaznego kuksańca. Odchrząknęłam.
- Uważam, że to wcale nieprzeciętne. Znasz przyszłość! Wiesz, jaka to jest przewaga? I, czy ja dobrze zrozumiałam, istnieje takie coś jak „czas-maszyna”? – Will nie odpowiadał przez chwilę.
- Cztery lata temu rozwaliła ją taka wielka, czarna kula. To był jakiś robot, czy coś, pętał się po środku Nowego Jorku.  Na szczęście po jakimś czasie poznałem Vi. Pomogła mi jakoś w tym dziwacznym świecie. – Dotknął zdjęcia. Zauważyłam go, stał obok łudząco podobnej kobiety, z taką samą sterczącą fryzurą. Mógł mieć piętnaście lat. Nagle wstał szybko i wyszedł z pokoju.
- Mieliśmy po szesnaście lat. Kto w takim momencie zostaje pozbawiony rodziny? – Powiedziała Violet cicho, kręcąc głową. Milczałam. – Na szczęście szybko się przystosował i trzyma się myśli, że naprawi tę swoją maszynę. Z początku chciał znaleźć swojego ojca, ale gdy go znalazł, miał dopiero rok. Teraz chyba już o tym zapomniał.
- Ojca? – Zapytałam, bo wciąż nie mieściło mi się to w głowie.
- No tak, już kiedyś z nim rozmawiał, tylko że wtedy obaj mieli po 13 lat.
- Kto?
- No on i jego ojciec. – Violet znowu się uśmiechnęła. Widocznie wyczuła moje zupełne niedowierzanie.
- Ciekawa… - zaczęłam, ale w tym momencie do pokoju wrócił Will. Na jego twarzy znów malował się szeroki uśmiech.
- Chyba przegapiliśmy nadejście ekipy. – Rzucił tylko wskazując kciukiem na przedpokój. Rzeczywiście. W całym pokoju stało mnóstwo pudeł i moje walizki. Pomiędzy nimi stali moi rodzice.
- Theo! Jakie śliczne mieszkanie. Sprzątnij tylko te pudła, bo pewnie twoi współlokatorzy będą chcieli tutaj pochodzić. Elsa Frost. – Mama wyciągnęła dłoń do Violet, która uścisnęła ją zaskoczona. Oczywiście gapiła się na moich rodziców. Jak wszyscy.
- Willa już poznaliśmy. Ti ma dopiero szesnaście lat, musicie być delikatni. – Wyszeptał teatralnie tata, ściskając rękę zdębiałej Violi. – Jestem Jack. I zamknijcie drzwi od jej pokoju, gdyby chrapała.
- Oh, tato! – Przewróciłam oczami. Nigdy nie mogło się obyć bez jego żarcików. Will zareagował jeszcze szerszym uśmiechem, a ja poczułam, że się czerwienię. – Chyba zajmę się pudłami.
Przenosząc pudła słuchałam rozmowy na temat mojej osoby.
- Wiecie, jaką Theo ma moc? Jesteście przygotowani? Jej partnera jeszcze nie ma?– martwiła się matka.
- Moje pole siłowe blokuje ogień. I do tego mamy trzy gaśnice, w różnych częściach mieszkania. – Odpowiedziała szybko Violet, która wyglądała na dziwnie podenerwowaną.  – Chłopak ma się zjawić pod wieczór, już zajął swój pokój.
- A nie macie nic przeciwko zwierzętom? Theo ma kota… - Mamie przerwał zgodny okrzyk radosnego podniecenia i superlatyw na temat zwierząt. Po chwili miałam dość tej rozmowy.
- Moglibyście mi pomóc? Zostały tylko trzy. – Zwróciłam się do taty. Ku mojemu zdziwieniu do pomocy rzuciła się Violet. Mama jednak ją uprzedziła.
- Kochanie! To my tu jesteśmy gośćmi. Zresztą, i tak chcemy zobaczyć jej pokój. – Przemówiła swoim łagodnym głosem i Violet pokornie ustąpiła. Niby przypadkowo kopnęłam za sobą drzwi do pokoju, gdy już weszliśmy.

3 komentarze:

  1. Ech, ci rodzice xD Zawsze robią dobre wrażenie na twoich znajomych :P No cóż, jest rozdział, a ja jestem z niego usatysfakcjonowana. No cóż, jest późno xD
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spóźniłam się :/
    Rozdział świetny!
    Weny ~Snowmoon

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Te akcje z rodzicami są takie śmieszne xD No i przepięknie przedstawiłaś relacje Jacka i Elsy. Uwielbiam,jeżeli w opowiadaniach pojawiają się takie osoby jak Will czy Violet.
    Pozdrawiam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku! Dziękuję, że poświęciłeś czas na czytanie mojej twórczości! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tu swoją opinię, dzięki której będę wiedziała, co jeszcze powinnam poprawić! Mam nadzieję, że zobaczymy się przy kolejnym poście :)


(Kopiowanie i rozpowszechnianie opowiadań bez oznaczenia kto jest ich autorem jest zabronione )