Rzeczywiście dotarliśmy do szarych drzwi z napisem „ Sala
nuklearna”. Byłam ciekawa, czy testowali w niej jakieś bomby. Pożegnałam się z
pewną dozą ulgi z Leo, po czym weszłam do wielkiego pomieszczenia o wysokim
sklepieniu, przypominającym hangar samolotowy. Ściany wyłożone były dziwacznym
obiciem z czarnej skały, a okna do połowy zasłonięte żelaznymi kurtynami. Pomieszczenie
wydawało się być puste.
Nagle za oknem coś mignęło. Zaciekawiona wyjrzałam.
Roztaczał się stąd widok na jeden z parków Akademii. Pięknie utrzymane
kwietniki rozkwitały tysiącami kolorów, a ponad nimi kołowały owady, ptaki i…
- Niemożliwe, to ogień… - Wyszeptałam sama do siebie
przyciskając nos do szyby i mrużąc oczy, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie
widziałam. Ogromny, ognisty kształt nurkował nad drzewami i klombami, po czym
wbijał się wysoko, aż niknął w chmurach.
Po minucie znowu spadał swobodnie, aby w ostatniej chwili uniknąć zderzenia z
ziemią i podpalenia kwiatów. Patrzyłam na te akrobacje chyba z dziesięć minut,
aż kształt wbił się w chmury i już nie wrócił. Oczekiwałam go niecierpliwie,
ale jego nieobecność się przedłużała i właśnie zaczęłam rozglądać się po
niebie, kiedy czyjeś kaszlnięcie prawie przyprawiło mnie o zawał serca.
Odwróciłam się napięcie.
- Podziwiasz widoki? Ładna dziś pogoda, prawda? – Przemówił
stojący za mną młody facet. Miał na sobie dziwaczny, niebieski kostium. Był
dobrze zbudowany, miał włosy ścięte na jeża i uśmiech pewnego siebie byczka.
Byłam lekko zaskoczona, więc wskazałam tylko na okno i wyjąkałam:
- Właściwie, to tam… tak, pogoda jest ładna, ale… nie
widział pan?... – Moje wysiłki najwyraźniej go rozbawiły, więc posłał mi
drwiący uśmieszek.
- A co miałem widzieć? Może to? – Podniósł do góry dłoń,
która rozjarzyła się czerwonym płomieniem. – Albo coś takiego? – Cała jego noga
zajęła się ogniem. – Nie, pewnie chodziło ci o to.
Mężczyzna zmienił się w słup ognia. Rozłożył płonące ręce na
boki i zrobił zgrabny piruet.
- To pan jest Johnny Storm? – Zapytałam wreszcie. Mój
ognisty znajomy zaklaskał w płonące dłonie, co przypominało nieco dźwięk
pękającego w ognisku drewna, po czym wykrzywił twarz w pogardliwym uśmieszku (
też płonącym).
- Brawo, panno Wybitna Spostrzegawczość. Twoja
inteligencja jest wielkości śnieżki,
którą masz w nazwisku, co? – Odezwał się przez płomienie. Trochę mnie to
wkurzyło, ale postanowiłam nie dawać się sprowokować. Ręce lekko mi się
nagrzały, więc szybko włożyłam je do kieszeni. To ma być mój nauczyciel? To
chyba jakiś żart.
- Widziałam, że potrafi pan latać. – Odpowiedziałam tylko,
rumieniąc się.
- Chciałabyś tak, co? Ale do tego trzeba ćwiczyć! I być mną.
Albo przynajmniej kimś tak utalentowanym i inteligentnym jak ja, a chyba to ci
nie grozi. – Mój drwiący i palący się wciąż mentor uniósł się na kilka metrów i
zaczął kręcić ósemki pod sufitem. Przyglądałam się mu z uniesionymi brwiami, ale
był to raczej wyraz zażenowania niż podziwu. Facet zachowywał się jak
gimnazjalista. Kiedy odleciał trochę dalej mruknęłam pod nosem „Ta,
inteligentny” i zaczęłam grzebać w
torbie w poszukiwaniu przekąski. Nagle tuż nad moją głową rozległ się świst i spojrzałam
prosto na zmierzający na mnie z ogromną prędkością ognisty pocisk. Odruchowo
zacisnęłam oczy i wyciągnęłam ręce. Poczułam jak serce na chwilę mi staje, a z
rąk buchają płomienie. Po chwili hałas ucichł, a ja ostrożnie rozejrzałam się
wokół. Naprzeciwko mnie na podłodze stał już w swojej ludzkiej postaci Storm.
Na jego twarzy malowało się zainteresowanie.
- Hej, laska, nie za gorąco tutaj? Może przewietrzymy? –
Odezwał się po chwili swoim zwykłym tonem. Opuściłam ręce, które wciąż tliły
się lekkim ogniem. Lekko się zachwiałam, a Storm podsunął mi krzesło. – Dobrze się czujesz? Po takim wybuchu, to
koń by się przewrócił. Dać ci wody? Potrzebujesz czegoś?
- To ciągle pan? – Zapytałam słabo. Mój mentor roześmiał
się.
- To lubię, laska! Jednak masz poczucie humoru! Chciałem cię
trochę wkurzyć, bo słyszałem, że nie panujesz nad emocjami. Normalnie jestem
odrobinę mniejszym palantem. – Usiadł na krześle naprzeciwko mnie podając mi
butelkę z wodą. Uśmiechnęłam się, ale wciąż nie do końca wybaczyłam mu uwagi o
mojej inteligencji.
- Wybuch był duży? – Zapytałam wreszcie, kiedy zawroty głowy
minęły.
- Duży? Laska! Ja się dziwię, że ty wysadzasz tylko budynki,
a nie całe miasta! Chyba byłem mega wkurzający, bo walnęłaś jak bomba
atomowa! Nigdy nie widziałem tak potężnej mocy. I jeszcze ta bańka
ochronna, coś niesamowitego! Ale roboty będzie tutaj sporo. Zazwyczaj podpalasz
tylko ręce?
- Właściwie, to – nie chciałam wyjść na taką wrażliwą na
swoim punkcie. Pomyślałam, że jeśli ten wybuch wydał mu się duży to co by
powiedział na niedawne wysadzenie szkoły, kiedy byłam kompletnie przerażona? To
zdenerwowanie teraz, to było, w porównaniu z tamtym, przekomarzanie się ze
starym kumplem. – już przed treningiem
się zdenerwowałam, a potem jeszcze wystraszyłam się tego pocisku, i to się tak
skumulowało… I tak, tylko ręce. – Odpowiedziałam szybko. Johnny Storm zatarł
dłonie.
- Czujesz się już lepiej? Chcę cię jeszcze popróbować! – Wstał
i zlustrował mnie szybko. – No i skołuj
sobie na jutro porządny kombinezon. Bo
niedługo te ciuchy będą tylko kupką popiołów.
Jęknęłam w duchu, bo czułam się jeszcze trochę słabo i nie
miałam ochoty na „ przepróbowywanie mnie”, ale posłusznie wstałam. Z początku
Storm posyłał na mnie niewielkie kule ognia, żeby sprawdzić moją bańkę
ochronną. Nie musiałam wiele robić – po prostu stałam, a płomienie
rozpłaszczały się wokół mnie jakby natrafiały na pole siłowe, podobne do tego w
więzieniu. Następnie sprawdzał moje
możliwości samodzielnego posługiwania się ogniem – wyczarowywałam skaczące
ogniste króliczki, które niestety po kilku minutach rozpływały się na posadzce
Sali nuklearnej. Następnie Storm
wyczarował przede mną pas płomieni, którymi kazał mi manipulować. Nie szło mi
to zbyt dobrze, a im dłużej próbowałam tym bardziej byłam zdekoncentrowana i
zdenerwowana. Mimo to mój mentor
zupełnie się tym nie przejął i wreszcie, po dwugodzinnych ćwiczeniach, pozwolił
mi iść do domu.
Nigdy dotąd nie używałam mocy tak długo bez przerwy, więc
czułam się mocno zmęczona. Powoli zebrałam swoje manatki, ale przy drzwiach
przyszło mi jeszcze coś do głowy.
- Panie Storm, chciałam jeszcze zapytać…
- Tak? – Mężczyzna odwrócił się do mnie, sprzątając szczątki
nadpalonego przez jednego z moich królików krzesła.
- Mówił pan, że może mnie spróbować kiedyś nauczyć latać…
czy myśli pan, że mi by się to udało?
Wie pan, nie każdy posługujący się tą samą mocą potrafi to samo, moi rodzice na
przykład, mój tata…
-Laska, ja myślę, że będziesz dużo potężniejsza ode mnie,
czy od jakiegokolwiek ogniowładnego. Więc, nawet gdybyś miała problem z lataniem… Z twoimi
predyspozycjami to może niewiele znaczyć! A wierz mi, Johnny Storm nigdy się
nie myli! -Uśmiechnął się do mnie
całkiem szczerze, a ja odwzajemniłam ten uśmiech, myśląc, że, jednak, raz się
pomylił – wcale nie jest żadnym palantem.
Zmęczona, ale w dobrym nastroju dotarłam do mieszkania. Czułam
ulgę, że nie spotkałam nigdzie po drodze Leo, ale wymykając się ze szkoły nie
zdołałam podejrzeć, co się dzieje w innych klasach. Cóż, to będzie musiało poczekać!
/Sorry ze nieobecności, miałam "przerwę świąteczną" od internetu. :) ~Annie
No nareszcie! Rozdział świetny! ^^
OdpowiedzUsuńTheo robi się coraz potężniejsza, czy to znaczy, że będzie musiała walczyć z Mrokiem? Albo z tym złym demonem, Erynem (czy jak on tam miał)?
Od razu przepraszam za spóźniony v,v
OdpowiedzUsuńRozdział BOSKI!
Lubie tego gościa :))
Lecę czytać dalej ^^
Weny ~Snowmoon
Wybaczam, że nie było rozdziałów. W końcu każdy zasługuje na chwilę odpoczynku :) Co do rozdziału to super! Robi się ciekawie. Czekam na nexta, pozdrawiam i weny!!
OdpowiedzUsuń~Alissa