-
Podoba się wam? – Zapytałam, rozglądając się po moim skromnym
pokoju.
-
Tak, ten chłopak jest bardzo przystojny! – Rzucił oczywiście
tata, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
-
Dziękuję za wsparcie, nie przyjechałam tutaj szukać sobie męża.
– Mama zachichotała, ale wyglądała na smutną. Po chwili
zauważyłam, że jej twarz poszarzała. Wyglądała starzej, jak
prawdziwa matka, a nie moja koleżanka. Przysiadła na skraju łóżka
i gładziła delikatnie patchworkową narzutę. Ojciec kręcił się
na obrotowym krześle i rozglądał wokół.
-
Twarde. Może kupimy ci nowe? Może przywieziemy z… z domu? – Jej
głos był dziwnie przytłumiony, a po chwili po policzku spłynęła
jej łza. Ojciec odwrócił się na krześle i spoważniał, a ja
ostrożnie usiadłam obok niej.
-
Mamo, przecież nic mi nie będzie. To tylko parę lat. Będę tu
miała najlepszą ochronę i w końcu nauczę się normalnie żyć.
Mamo. Macie do mnie wrócić. Za wszelką cenę.
-Theo,
uważaj na siebie. – Mama chwyciła moją dłoń i mocno ścisnęła.
Zapiekło mnie w gardle i poczułam gorąco. – Nie rób nic
głupiego, cokolwiek byś usłyszała o naszych losach.
-
Ja po prostu będę się martwić. – Odparłam cicho, a twarz taty
złagodniała. Mama zerwała się i wzięła mnie w ramiona. Chłód
jej palców uspokoił mnie i zmusiłam się do powrotu do normalnej
temperatury.
-
Musisz być silna, cokolwiek się zdarzy. Oboje z ojcem bardzo cię
kochamy, Theo. Gdyby coś się stało u Mavis będziesz bezpieczna.
Masz szesnaście lat. Poradzisz sobie. Nawet sama. – Wyszeptała
tylko, a ja poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Niesamowite
jak jednocześnie szczupła i wiotka, była ciepła i miękka, ta
moja niesamowita mama. Tylko jej dłonie pozostawały chłodne.
Ojciec przytulił się do nas z drugiej strony i tak było mi dobrze,
mogłabym tak zostać już na zawsze, wtulona w ich pachnące
ubrania. Niestety tacie zadzwoniła komórka, która przerwała tę
chwilę pożegnania. Mama spojrzała na niego z wyrzutem, ale tata
zrobił tylko gest bezradności i odebrał.
-
Wiesz, wrócimy. Dla ciebie pokonamy to, cokolwiek to jest. Nic się
nie martw – przecież jesteśmy Strażnikami! – Zaśmiała się
mama, ale wyraźnie wyczułam strach w jej głosie. Musieli się
czegoś dowiedzieć o czekającym ich zadaniu, inaczej tak by się
nie zachowywali. Poczułam, że serce wali mi głośno ze strachu.
-
Musimy ruszać. Trzymaj się Theo, będziemy dzwonić. Staraj się u
cioci Mavis! I ewentualnie zakręć się wokół tego chłopaka…
–Rzekł ojciec. Parsknęłam. Gęsta atmosfera trochę opadła.
Tata uśmiechnął się i jeszcze raz krótko mnie uścisnął. Mama
dotknęła mojego policzka.
-
Pamiętaj, że klucz do mocy jest w sercu. Sprzątaj regularnie
pokój. Słuchaj starszych, nie wychodź zbyt często odwiedzić
Pitcha, bo nie zasługuje. Pamiętaj o witaminach rano, nie ruszaj…
-
Mamo! Mam szesnaście lat! I kilkanaście wieków. Potrafię o siebie
zadbać. Lepiej pilnuj taty. – Odparłam tylko i mrugnęłam do
ojca, który zrobił śmieszną minę. Matka posłała mi jeszcze
jedno zmartwione spojrzenie i szybkim ruchem wyczarowała lodową
figurkę, która stanęła na biurku. Przedstawiała naszą rodzinę.
Była nawet Moon.
-
Niedługo się zobaczymy! – Powiedziała. Każde z nas chciało w
to wierzyć.
Gdy
drzwi się za nimi zamknęły stałam jeszcze przez chwilę wpatrując
się w nie. Przeszło mi przez myśl, że może to był ostatni raz
kiedy ich widzę, ale skarciłam się za to. Przecież to zawodowcy.
I moi rodzice, a przecież oni zawsze po mnie wracają.
Z westchnieniem wróciłam do salonu, w którym zastałam
dziwaczną scenę. Violet zalana łzami wypłakiwała się w ramię
Willa, który zanurzył głowę w jej bujnych włosach i mówił
uspokajające słowa. Już chciałam się wycofać, ale Violet
przetarła oczy i zobaczywszy mnie odepchnęła Willa. Przywarłam do
framugi, bo dziewczyna zaszarżowała na mnie z rozwianymi włosami.
-
Dlaczego nam nic nie mówiłaś?! – Krzyknęła przypadając do
mnie z impetem.
-
O czym?! – Zachrypiałam, bo zdziwienie odebrało mi normalny głos.
Niezłe powitanie w nowym mieszkaniu, nie ma co.
-
Że ty jesteś córką Frostów! Że jesteś Strażnikiem! Dlaczego?
– Zapytała natarczywie, ale już ciszej Violet. Rzuciłam Willowi
pytające spojrzenie, ale on tylko pokręcił bezradnie głową.
-
Ja nie jestem...Myślałam, że wiecie…
-
Mogłabym się jakoś przygotować! Przecież to zaszczyt! Mieszkać
z córką Strażników, poznać ich, uścisnąć im ręce… A ja
jestem ubrana w beżowy sweter! – Zaszlochała Violet, chowając
twarz w dłoniach. Przez chwilę zdębiałam, ale poczułam, że
powinnam coś powiedzieć.
-
Ten sweter jest bardzo ładny… - Lecz na te słowa Violet
zaszlochała jeszcze głośniej i opadła na fotel. Will posłał mi
potępiające spojrzenie i przypadł do dziewczyny, by ją pocieszać.
Nie wiedząc, czy swoim pocieszaniem nie pogorszę tylko sytuacji,
opadłam na kanapę. Po ostatniej rozmowie z rodzicami nie bardzo
miałam głowę do martwienia się problemami Violet. Zdumiewał mnie
natomiast fakt, że poznanie moich rodziców doprowadziło ją do
takiej depresji. Zazwyczaj na początku miało to zupełnie przeciwny
skutek.
Na
szczęście Violet uspokoiła się na tyle, że można było wydobyć
z niej jakieś wyjaśnienia. Jeszcze przez jakiś czas pociągała
nosem, ale wreszcie zaczęła mówić.
-
Rodzice zawsze opowiadali mi o Strażnikach. To były dla mnie prawie
mistyczne istoty, jacyś tajemniczy herosi. Strażnicy są
niesamowici – powiedziała na widok moich uniesionych brwi. –
Wpływają na umysł i są nieśmiertelni. My, zwykli superludzie
mamy tylko moce, które możemy wykorzystać w różny sposób, a
Strażnicy są z definicji dobrzy. Chronią dzieci. Są wysłannikami
Człowieka z Księżyca!- Vi spojrzała na mnie wytrzeszczonymi
oczami .- Słuchałam o twojej rodzinie opowieści! Znam mnóstwo
historii o wspaniałej Królowej Śniegu i Mroźnym Chłopcu.
Przecież ty też je znasz! Pomyśl tylko! – Dziewczyna zacisnęła
dłoń na mojej ręce. I nagle zrozumiałam o co jej chodzi.
Rzeczywiście, znałam te historie, ale jakoś nigdy nie łączyłam
ich z rodzicami. Nagle wszystko okazało się jasne.
-
To znaczy, że ludzie tworzą o nich… bajki? – Zapytałam. Vi
lekko parsknęła.
-
Zwykli ludzie muszą sobie jakoś tłumaczyć pewne zjawiska, a
czasami historie o twoich rodzicach są tak stare, że zmieniają się
w legendy, w które nikt już nie wierzy. My, którzy mamy moc, wiemy
jednak, że jesteście prawdziwi! I oto właśnie stoi tu przede mną
prawdziwa Strażniczka Księżyca! – Zawołała histerycznie, na co
ja się wzdrygnęłam.
-Vi,
ja nie jestem Strażnikiem! Tylko rodzice… - Powiedziałam i
zamilkłam, bo Violet wyglądała na lekko zawiedzioną. Will przez
całą rozmowę siedział u stóp jej fotela i przypatrywał się mi
dziwnie.
-
Czyli chcesz powiedzieć, że Frostowie to postaci z bajek? Tych o
Królowych Śniegu i tak dalej? - Zapytał wreszcie podejrzliwie. –
A o Tobie nie było żadnej historii? Z tego, co pamiętam, Królowa
Śniegu nie była pozytywną postacią.
-
Oh, bo to było zanim mama Theo została Strażniczką i nie umiała
kontrolować swojej mocy! – Pisnęła Violet. Nagle trzepnęła
Willa w ucho.
-
Au! Za co?
-
Nie waż się oczerniać Theo ani jej rodziców! – Warknęła. Z
jej twarzy zniknęły już ostanie ślady po płaczu. – Powinniśmy
się od nich uczyć.
Miałam
na ten temat odmienne zdanie, ale wolałam nic nie mówić. Rodzice
wcale nie byli aż takimi dobrymi autorytetami. Westchnęłam i
podniosłam się z kanapy. Miałam dość rewelacji jak na jeden
dzień.
Wieczorem
rzeczywiście pojawił się Leo. Nawet nie zajrzał do mojego pokoju,
żeby się przywitać. Czułam się trochę winna, Leo, mimo swojej
lekko uciążliwej natury, nigdy nie chciał być dla mnie niemiły.
Ja przez moje problemy rodzinne byłam zmęczona i od razu źle się
do niego nastawiłam. Zdążyłam ochłonąć przez te kilka dni i
teraz byłam chyba na etapie podświadomej wiary w to, że rodzice
wrócą zupełnie bez szwanku z misji. Postanowiłam więc przestać
myśleć o tym, na co nie mam wpływu i spróbować naprawić naszą
znajomość.
-
Cześć. – Zaczęłam, stając w progu jego pokoju. Pochylał się
właśnie nad swoim jedynym kartonem, w którym miał książki. Obok
leżała niewielka walizeczka z ubraniami. Zastanowiło mnie to. –
Pomóc ci przy rozpakowywaniu?
-
Chyba sobie poradzę. – Chłopak rzucił mi spojrzenie spode łba.
Wciąż był obrażony, choć od kłótni minęło kilka dni. – To
jakaś aluzja? Nie dość, że głupi i natrętny, to jeszcze biedny?
Otwarłam
usta ze zdziwienia. Nie spodziewałam się takiego ataku. Poczułam
ciepło w palcach.
-
Ja tylko chciałam…
-
Byłaś już u Mavis? Zmieniłaś wreszcie partnera? Może na
jakiegoś przystojnego bruneta? Wreszcie byłabyś zadowolona i może
nawet by cię nie wystawił! – Znowu szok. Czy on wiedział o balu?
Pewnie powiedzieli mu co nieco, ale szczegóły dotyczące Karola?
Skąd mógł wiedzieć? A może tylko tak mu się powiedziało?
Nieważne, to był cios poniżej pasa. Zawrzał we mnie gniew. Jeśli
nie chce się pogodzić, to nie.
-
Chciałam cię przeprosić, ale widzę, że nie masz ochoty na moje
towarzystwo. Mam inne problemy niż użalanie się nad tobą, nie
myśl sobie! Nic mnie nie obchodzi jaki jesteś, a ty nie masz prawa
wchodzić w moje prywatne życie. Nie wiem co ci powiedzieli, ale to
nie powinno cię interesować! – Krzyknęłam i wybiegłam
trzaskając drzwiami. Violet wyjrzała z kuchni, lecz dostrzegłszy
mój wzrok wycofała się. Wpadłam do mojego pokoju i wtuliłam się
w Moon. Jak na złość w tej cudownej szkole wszystko mi się
sypało.
Sorry za nieobecność, przerwa feriowa :) Teraz znowu regularnie piszę aż do Wielkanocy :)/ Annie
P.S. Szczęśliwych Walentynek *.* Ja niestety sama... <3
Hej! Już myślałam, że zaginęłaś :) Rozdział cudowny, jak zawsze. Jack i Elsa jadą na tę supertajną misję, tak? Mam nadzieję, że nic im się nie stanie! I te problemy Vi. Sama chciałabym mieć tylko takie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę! ^^
Świetny rozdział! Nie bardzo wiem co powiedzieć. Straciłam wenę na pisanie komentarzy :/
OdpowiedzUsuńWięc zostańmy przy "Świetny rozdział!"
Bo jest świetny :)
Pozdrawiam i weny ~Snowmoon