poniedziałek, 14 grudnia 2015

14



- Przecież mnie już nie ma co wychowywać. A to, że będzie się ze mną widywał to chyba nie jest takie straszne? – Stwierdziłam zaskoczona. Spodziewałam się jakichś ciężkich odpłat, skoro ten cały Pitch jest taki okropny. Tymczasem chodziło mu tylko o mnie.
- Theo, musisz zrozumieć, że  Pitch to nie jest tylko kolejny Strażnik. On jest czymś więcej. On kontroluje umysły ludzi, zaciemnia je, zaraża! Jest niezwykle niebezpieczny! Zresztą, nawet gdy nie używa swoich mocy, to bezwzględny manipulator. Jesteśmy pewni, że będzie chciał nastawić cię przeciwko nam.  
- Chyba trochę przesadzacie. – Powiedziałam niepewnie, patrząc na krążącego po pokoju ojca. – Facet siedzi w więzieniu. Przy szkole pełnej superbohaterów. Chronionej przez armię potworów. Czy naprawdę myślicie… Dobra, nieważne. Będę z nim uważać. I chciał tylko tego? Nic więcej? – Byłam już powoli zmęczona tą rozmową.
-Oczywiście, że nie. Chciał Leonarda! – Parsknęła, nagle zezłoszczona czymś mama. Łzy płynęły po jej policzkach  strumieniem, ostatnio stała się strasznie płaczliwa. – Ta pluskwa zabiera zawsze najdroższe mi  rzeczy. Zabrał Annę. Nie. To ona do niego poszła, poświęciła się, za swojego syna i za ciebie. A Leonard zniknął i tak! Pewnie się zabił. Na nic zdała się ofiara jego matki!
Po tym wybuchu żalu i złości zapadła cisza. Ja siedziałam już zupełnie zdezorientowana i wyrzucałam sobie, że w ogóle pytałam. Mama uspokajała się powoli, ale z tej jej całej złości zaczął na nas prószyć lekki śnieżek. Tata przysiadł wreszcie na krawędzi kanapy i gładził ją delikatnie po plecach.
- Czemu nigdy mi o tym nie opowiadaliście? – Zapytałam wreszcie, czując się ociężała i chcąc jak najszybciej już iść spać. Ręce lekko mi się zaczerwieniły, co mama odebrała za zdenerwowanie i podała mi wyczarowaną przez siebie śnieżkę.
- Nie było potrzeby. Gdyby nie ta umowa z Pitchem to wszystko należałoby już tylko do przeszłości. A przeszłość to…
- Przeszłość, tak wiem. – Dokończyłam za ojca, ziewając. Właściwie, myślałam, że ta opowieść więcej zmieni w moim życiu. Oprócz dodatkowego członka rodziny ( którzy, bądź co bądź, byli na wagę złota) i obowiązku chodzenia do więzienia, nic wielkiego się nie zdarzyło. A może ja po prostu nie rozumiem powagi sytuacji? Rodzice trochę się podenerwowali, tata może chciał bronić swojego ojcowskiego prawa do bycia jedynym wychowawcą - trudno.  Przez to wszystko zapomniałam o tym, ile się dziś zdarzyło dobrego i co jeszcze zdarzy się jutro. Rodzice to jednak potrafią zdołować człowieka.
Kładąc się spać pomyślałam tylko, że tutaj nic złego nie może mi się stać. Wreszcie jestem w dobrym miejscu i żaden wujek z więzienia czy jakiś Leonard nie może mi tego odebrać.
Następnego dnia postanowiłam nie przejmować się rodzinnymi opowieściami o ludziach, których nigdy nie poznam i ponurymi wydarzeniami sprzed wieków, które ciągle żyją w głowach moich rodziców. Może i byli cudowni i piękni, ale szaleństwa też im nie brakowało.
Skupiłam się na przeżyciu pierwszego dnia szkoły. Rano wyszłam, kiedy rodzice jeszcze spali. Postanowiłam przejść się po miasteczku.
Było piękne. Potwory nie mogłyby chyba marzyć o lepszych warunkach. Poranna mgła nie zdążyła opaść i zielone skwery pogrążone były w ciszy. Wzdłuż brukowanych ulic ciągnęły się eleganckie domki i kamienice. Od czasu do czasu nad jakąś bramą kołysał się drewniany szyld, oznajmiający, że można tutaj kupić olejki do czyszczenia kości lub suszone szczury w paczkach. Nieliczne zombie lub wampiry spacerowały po chodnikach, a ponad dachami szybowały spokojnie mantykory, wiwerny i chimery. Przyglądałam się przez chwilę parze starszych zombie, która przystanęła przed sklepem z ubraniami. Zombie, wbrew stereotypowi, były ubrane niezwykle elegancko i czysto. Sklep też z zewnątrz przypominał typowy butik z 5th Avenue, więc cała ta scena wyglądała jak najzwyklejszy poranek w jakimkolwiek ludzkim mieście. Trochę dalej wisiała jednak reklama „Szyte na miarę: garnitury, nakrycia gołego mózgu, skórzane pokrowce na skrzydła, buty na każdą łapę z opcją ‘pazury na wierzchu’, fragmenty ciała. Zakład&butik ‘Oszukać Przeznaczenie’”, a para zombie odwróciła się od wystawy, pokazując mi odarte ze skóry dziąsła i wielkie, podkrążone, przekrwione oczy. Kobieta miała elegancko spięte pod kapeluszem zniszczone, przetłuszczone włosy, a ja zastanawiałam się, czy ten kapelusz to nakrycie gołego mózgu. Choć byli tak nieszkodliwi, trudno było się dziwić ludziom, że się ich bali.
Przez to zagapienie dotarłam do Akademii zaledwie pięć minut przed umówionym spotkaniem w gabinecie Mavis. Gdy weszłam do okrągłego gabinetu odwrócił się ku mnie chłopak, którego miałam dziś poznać – mój partner Leonard.
Był uderzająco przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, ale nie za bardzo, nie jakiś kulturysta. Niesforne czarne włosy zaczesał lekko do tyłu. W pewien sposób przypominał Karola, ale był bardziej idealny.  Miał wystające kości policzkowe, pełne, ale nie za duże usta, niebieskie oczy, okolone ciemnymi rzęsami, co wcale nie wyglądało dziewczęco, tylko bardzo męsko.  Był ubrany w elegancką koszulę, która  lekko opinała się na jego klatce piersiowej i ramionach. Poczułam się głupio w mojej zwyczajnej zielonej bluzce i jeansach. Na mój widok uśmiechnął się szarmancko i pocałował mnie w rękę, a moje serce załopotało.
Nagle jednak do pokoju wpadła Mavis.
- Panie Aren, proszę natychmiast przestać używać mocy! – Rozkazała. Na przystojnej twarzy chłopaka pojawił się wyraz przerażenia i konsternacji. – No już, proszę!
Nagle, przede mną pojawił się ktoś inny. Wysoki, ale tyczkowaty, dużo szczuplejszy. Czupryna myszowatych włosów stroszyła się bezładnie na jego głowie. Miał pospolitą twarz z długim nosem okraszonym piegami i ciemnobrązowymi oczami. Koszula raczej na nim wisiała. Puścił moją dłoń i spuścił oczy.  Miałam nadzieję, że moja twarz nie wyraża zbytniego rozczarowania.
- Dobrze. Pamiętaj, Leo, że nie okłamujemy tutaj siebie nawzajem, a wykrywacze używania mocy można kupić w szkolnym sklepie, więc wszystko szybko wychodzi na jaw. Jeśli masz się czegoś nauczyć, nie możesz zaczynać od jakiejś innej formy. – Strofowała go Mavis, a mi się zrobiło go żal. Pewnie też bym się zmieniała, gdybym miała taką moc. Ciotka zwróciła się do nas. – Theo, to Leonard, Leonardzie, Theo. Moi najmłodsi! Od dziś zaczynacie naukę. Wasze pierwsze zajęcia to lekcje indywidualne, a w przyszłym tygodniu zostaniecie ulokowani w jednym z mieszkań studenckich. Na razie nie będziecie się widywać na zajęciach, lecz wkrótce to się zmieni i otrzymacie szczegółowy plan treningów ze wszystkimi nauczycielami. Trzymam kciuki za waszą kontrolę i życzę miłego cyklu nauki! A tak, to dewiza naszej szkoły. – Podała nam niewielkie plakietki.
- „Każdy może być inny, ale nie każdy może być wyjątkowy”? – Zapytał sceptycznie Leo. Miał całkiem ciepły głos.
– Tak, tak, przyczepcie sobie to gdzieś. A teraz bierzcie wasze plany i na zajęcia!
Pożegnałam się z Mavis i stanęłam w korytarzu wpatrując się w swój plan. Właściwie, nie było na nim wiele. Było tylko:  Johnny Storm, sala nuklearna. W kratce poniżej widniały godziny przerw na posiłki.
- Hej. Super, że cię widzę, teraz został tylko jeszcze jeden raz. – Leonard wyszczerzył się do mnie. Moja mina musiała nie być zbyt zachęcająca, bo uśmiech lekko mu przygasł. Byłam na niego zła, że tak mnie wrobił w gabinecie ciotki, bo nie byłam pewna jaką miałam minę gdy całował mnie w dłoń. Leo jakby się zmieszał. –Wiesz, mamy się widywać dwa razy…. Więc… Jestem Leo. – Wyciągnął dłoń, którą ledwie musnęłam, a on znowu miał taki radosny wyraz twarzy. Po chwili doznałam dziwnego wrażenia, że skądś go znam.
- Theo.  Sorry, ale chyba muszę iść na trening. – Rzuciłam, bo nie mogłam się doczekać nowego nauczyciela, a wciąż czułam się zażenowana. Leo jednak nie wyczuł naglącej nuty w moim głosie, bo pobiegł za mną korytarzem.
- Theo i Leo, ale z nas dobrany team! Można nawet pisać wiersze! O, ja też idę w tym kierunku! Słyszałem, że masz moc ognia! Ale super! Pokażesz mi coś później? Szkoda, że jeszcze nie mieszkamy razem! – Paplał, idąc obok mnie. Inni uczniowie oglądali się na niego, bo mówił głośno i zrobił się cały czerwony. Ja też musiałam się zrobić czerwona i czułam, że ten chłopak od początku wzbudza we mnie zażenowanie. – No, ja to tylko umiem się przemieniać. Podobały ci się moje czarne włosy?
Na to wspomnienie już nie wytrzymałam, bo rzeczywiście czarne włosy bardzo mi się podobały, i zatrzymałam się gwałtownie w korytarzu.
- Słuchaj, nie chcę zaczynać naszej znajomości od kłótni, ale jak się nie przymkniesz, to poproszę Mavis o zmianę partnera. – Warknęłam. Na to on zrobił taką minę zbitego psa, że nie mogłam jakoś nie obrócić tego w żart. Skąd chłopak miał wiedzieć, że swoją początkową przemianą trafił dokładnie w mój gust i tak się zawiodłam? Uśmiechnęłam się więc lekko. – Albo dostaniesz kulą ognia w twarz i żadna przemiana ci już nie pomoże!
Ruszyłam dalej w poszukiwaniu Sali nuklearnej, a Leo powlókł się za mną powoli, śmiejąc się. Na szczęście w tej części budynku było dosyć pusto, bo wkroczyliśmy chyba w segment laboratoriów i wszyscy tutaj siedzieli nad badaniami. Po kilku minutach ciszy, chłopak podszedł do mnie z puszką pełną kandyzowanych ananasów i przepraszającym wzrokiem małego pieska.
- Przepraszam. Za to w gabinecie też.. Nie jestem zbyt obyty z ludźmi. Zazwyczaj trzymam się na boku… Ananasa? - Powiedział smutno. Zrobiło mi się głupio, że od razu na niego tak naskoczyłam.
- Skąd wiedziałeś, że uwielbiam ananasy? - Wykrzyknęłam najradośniej jak umiałam, co najwyraźniej sprawiło mu przyjemność. Poczułam się trochę lepszym człowiekiem i rzeczywiście uwielbiałam ananasy.
- Przeczucie! – Wzruszył ramionami, znowu szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – To chyba twoja sala.  

3 komentarze:

  1. Leonard to ten pieprzony syn Anny. Czy muszę mówić, że go nienawidzę? Zakładam, że to on. Znaczy się chyba. W każdym razie trochę dziwi mnie to, że się tutaj pokazał. I skąd wiedział, że Theo lubi Ananasy? Mam naprawdę złe przeczucie, że on zacznie manipulować Theo jeszcze bardziej. Będzie chciał, żeby Anna wróciła i odda dziewczynę Erynowi. Nie lubię go.
    A rozdział genialny! Mam nadzieję, że niedługo następny! Pozdrawiam i weny życzę! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam złe przeczucie. No i nareszcie zajęcia! Już nie mogę się doczekać. Nie mogę do końca cie rozgryźć. No nic. Czekam na kolejny rozdział i wielkie dzięki za to, że piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem w stanie napisać normalnego komentarza, więc masz takie coś ;___;
    Wychodzi na to, że tylko dla mnie ten Leo jest fajny. Idk czemu, ale pewnie się zawiodę i będzie tak jak mówią/ piszą dwie osóbki wyżej v.v

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku! Dziękuję, że poświęciłeś czas na czytanie mojej twórczości! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tu swoją opinię, dzięki której będę wiedziała, co jeszcze powinnam poprawić! Mam nadzieję, że zobaczymy się przy kolejnym poście :)


(Kopiowanie i rozpowszechnianie opowiadań bez oznaczenia kto jest ich autorem jest zabronione )