niedziela, 8 listopada 2015

9





Statek, na który wsiedliśmy był równie zagadkowy jak zielone, portowe miasto; wyglądał jak miniaturowy titanic, tylko po obu jego stronach znajdowały się złożone płasko arkusze metalu, a zamiast żagla wśród kominów kręciła się kula, przypominająca globus. Nieufnie wsunęłam się po trapie za rodzicami, którzy beztrosko zostawili naszego niedawno kupionego vana przy ciemnozielonym krawężniku. Załoga składała się zaledwie z trzech osób, które krzątały się w ciemnościach nie potrzebując najwyraźniej żadnego oświetlenia. Znowu powiał zimny wiatr od strony zamglonego oceanu poruszając rosnącymi w pobliżu drzewami. Zadrżałam. Pled, który wyczarowała mama był lodowaty. Ojciec gdzieś zniknął i stałyśmy z mamą bezradnie na drewnianym pokładzie. Wreszcie jego białe włosy zamajaczyły w mroku.


- Kajuty są gotowe. Chodźcie.


W środku statek był dużo większy niż wyglądał z zewnątrz. Tata prowadził nas po wykładanych dywanami korytarzach. Żółte światło raziło mnie, bo zdążyłam przyzwyczaić się do srebrnego światła księżyca. Wciąż czuć było między nami napięcie, kiedy układaliśmy walizki pod kojami.


- Co to za miejsce? - zapytałam, gdy poczułam, że statek rusza. Nie mogli ciągle mnie ignorować w tej małej przestrzeni.


- Szmaragdowe miasto. - Odparła mama krótko. Poczułam, że wzbiera we mnie gniew. Wciąż nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Kary? Jakiegoś uleczenia? Musieli mieć powód by traktować mnie tak ozięble, a ja nawet nie wiedziałam, o co im chodzi. Oczywiście, że czułam się winna i żałowałam pożaru szkoły, ale po szesnastu wiekach chyba powinni się do tego przyzwyczaić. Nie przypominałam sobie, żeby po innych niekontrolowanych wybuchach mocy tak z nimi było. Zawsze próbowali mnie uczyć panowania nad mocą, ale nigdy nie karali mnie za to na serio. Matka dobrze wiedziała co przeżywam, bo sama w dzieciństwie była zamknięta w swoim pokoju jak w klatce, przez swoją moc. Była księżniczką i dwa razy prawie zamordowała swoją siostrę. W dzień kiedy została koronowana na królową po raz pierwszy od 10 lat wyszła ze swojego pokoju, po czym od razu musiała wiać w góry, bo wszyscy nazwali ją potworem. Ciężko miała w życiu, ale udało jej się z tego wyjść. Może i miała nadzieję, że ze mną też tak będzie, ale ja, póki co, zawodziłam. Cóż, nie miałam za bardzo dla kogo się poświęcać ani nic, co pozwoliłoby odblokować to coś w moim mózgu i raz na zawsze skończyć z rękawiczkami i sianiem ognia wokół mnie.


W mojej głowie pojawiał się dokładnie taki potok myśli, które zalewały mnie goryczą i smutkiem. Moje ręce zrobiły się niebezpiecznie ciepłe.


- Zamierzacie dalej tak się zachowywać? Niczego mi nie wyjaśnicie? Podróżujemy już całą noc, a ja nie wiem co się dzieje! Gdzie jedziemy? Uciekamy? Ja nie chciałam... - Niespodziewanie poczułam, że w oczach stają mi łzy bezsilności, a przez głowę przemknęło mi wspomnienie płonącej szkoły. - Oni mnie oszukali... Ja nie umiem nad tym panować...


Mama wstała gwałtownie i mocno przytuliła mnie do siebie. Łzy płynęły po moich policzkach już niepowstrzymanie, mocząc jej jedwabną bluzkę. Tata zamarł z ręką na walizce.


- Właśnie dlatego musimy jechać. Nadszedł czas, żebyś się naprawdę nauczyła kontroli. Jedziemy do nowej szkoły. - Wyszeptała delikatnie mama.


- Nowej szkoły? - Zapytałam tak zaskoczona, że zapomniałam o płaczu. Nie spodziewałam się po zachowaniu rodziców, że zamierzają zapisać mnie po prostu do innej szkoły. Myślałam, że spotkają mnie poważne konsekwencje, bo ojciec miał ciągle taką zaciętą minę.


- Prowadzi ją twoja ciotka, Mavis. Co prawda przyjmuje na naukę dopiero po ukończeniu 18 lat, ale ciebie przyjmie wcześniej. W tej sytuacji nie możesz dłużej czekać. - Odparła spokojnie mama, patrząc na mnie badawczo. Ja, nie wiedząc za bardzo jak zareagować, podrapałam się po głowie.


- Ciotka Mavis? Ostatnio widziałyśmy się chyba z trzy wieki temu… Nie wiedziałam, że prowadzi szkołę. – Ciotka była wampirzycą i też była nieśmiertelna, ale rzadko się widywałyśmy, bo rodzice nie przepadali za jej domem, w którym był hotel dla potworów.


- Bo otwarła ją dopiero kilkanaście lat temu. To szkoła, do której przyjmują ludzi takich jak my. Nie wiedziałaś, ale poza Strażnikami, na świecie jest bardzo wielu obdarzonych mocami ludzi. Dla mnie samej było zaskoczeniem tylko poznanie taty, myślałam, że jestem sama na świecie. – Powiedziała mama odpowiadając na moje zdumione spojrzenie i uśmiechając się. – I nie wyobrażam sobie całej wyspy zamieszkanej, jak to oni nazywają, nadprzeciętnymi.


Zdumienie i dezorientacja ustąpiły podejrzliwości. Coś przede mną ukrywali.


- Więc dlaczego byliście tacy oschli całą drogę? Skoro to tylko szkoła…


- To nie tylko szkoła. To życie. – Wpadł mi w słowo tata, który również do nas podszedł. Nagle zwiesił głowę. – My z mamą po prostu boimy się. W tej akademii mieszka się w akademiku, my będziemy daleko i nie wiemy czy sobie poradzisz. - Powiedział dziwnie smutno, a gdy już miałam jakoś go pocieszyć i zapewnić, że nic mi nie będzie, niespodziewanie złapał mnie wpół, rzucił na koję i zaczął łaskotać jak szalony, jakbym miała wciąż jeszcze pięć lat. Co chwilę wykrzykiwał:


- Zostawisz żelazko na gazie! Nie nakarmisz kota! Nie zamkniesz okna w deszcz! Co to będzie! – I tym podobne, a ja wraz z mamą zaśmiewałyśmy się do łez. Poczułam ogromną ulgę, gdy szłam wreszcie spać i atmosfera była zupełnie normalna. Niestety wciąż podejrzewałam, że to wcale nie był prawdziwy powód ich zmartwień, a wybuch łaskotek był tylko tymczasowym zatuszowaniem sprawy. Nie miałam jednak już siły się nad tym zastanawiać, bo byłam tak kompletnie wykończona, że zdążyłam tylko raz jeszcze melancholijnie przypomnieć sobie płonącą szkołę, po czym nawet nie poczułam, że już śpię.












Sen, jak zwykle, miałam kamienny. Prawdopodobnie powinny męczyć mnie koszmary pełne zawalających się na mnie płonących szczątków i tym podobne, ale ja, bezduszni ca, nadkładałam widocznie podświadomie mój wypoczynek ponad rozpamiętywanie błędów. Mimo to, gdy rano się obudziłam i leżałam jeszcze przez chwilę w łóżku, zaczęłam intensywnie rozmyślać nad dziwacznymi radami Domi, spiętymi rodzicami, ale przede wszystkim o mojej nowej szkole. Spałam tylko parę godzin, a jednak już czułam, że mam jaśniejszy umysł i mogę lepiej wyobrazić sobie akademik pełen takich jak ja. Nie była to zbyt radosna perspektywa. Byłam też ciekawa kto będzie tam uczył i przede wszystkim – czego i jak. Próbowałam sobie jakoś to wszystko wyobrazić, lecz wciąż pozostawało wiele pytań bez odpowiedzi, postanowiłam więc się przewietrzyć i zwiedzić trochę ten zagadkowy statek. Rodzice musieli opuścić kajutę wcześniej. Pewnie pracowali, bo ostatnio Strażnicy urządzali sobie małe sesje przed skypem (ulepszonym oczywiście przez Mikołaja) i naradzali się nad jakimiś tajemniczymi sprawami. Nie było to wcale zbyt dziwne, bo tak czy siak Strażnicy radzili się raz w miesiącu, a wzmożone narady tłumaczyłam sobie zbliżającymi się wakacjami, w czasie których zawsze mieli więcej pracy.


Tak więc, niedługo potem ruszyłam korytarzem prowadzącym na pokład. Gdy wychynęłam spod podłogi poczułam ledwo wyczuwalny powiew świeżego powietrza. Ostrożnie wyczołgałam się na górę i moim oczom ukazał się bezkres błękitu. Nie był to wcale ocean. Statek pruł gładko ponad chmurami. Arkusze metalu, które okazały się skrzydłami, biły miarowo powietrze, napędzane prawdopodobnie ruchem obracającej się pomiędzy nimi kuli.


Poczułam się dziwnie, bo nigdy jeszcze ( w moim jakże krótkim życiu!) nie latałam czymś tak wielkim. Jedyne moje doświadczenia to były przeloty nad miastem na lasce ojca. Miałam ogromną potrzebę złapania się czegoś, gdyż nie czułam się zbyt bezpiecznie na otwartym pokładzie. Na szczęście nie byłam w pobliżu żadnej z burt, bo wtedy na zdziwionych mieszkańców ziemi mógłby spaść deszcz złożony z mojego niedawnego śniadania. Mimo, że byliśmy z pewnością kilka tysięcy metrów nad ziemią, zupełnie nie czuć tu było zmiany ciśnień ani wiatru.


Z całej siły zacisnęłam dłonie wokół jakiejś liny i choć statek był zupełnie stabilny, zakręciło mi się w głowie. Chwiejnie przeszłam kawałek ciągnąc za sobą linę. Nagle, za moimi plecami rozległy się jakieś hałasy i stuki.


- Alarm! Alarm! Ktoś chce zmienić kurs statku! - Wrzasnął jakiś ochrypnięty głos. Odwróciłam się, przestraszona i zobaczyłam, tuż przed moim nosem , mierzący we mnie stalowy hak. Zrobiłam na niego zeza, po czym mój wzrok powędrował do właściciela haka. Był to potężnie zbudowany mężczyzna, z twarzą poznaczoną bliznami. Był ubrany na modłę szesnastego wieku, a długie, czarne, przetykane siwizną loki i spływały mu na ramiona. Ogromny kapelusz z piórami rzucał długi cień na jego twarz, na której malowała się szaleńcza podejrzliwość.


- Co tu robisz wstrętny szczurze lądowy? Chcesz obrabować statek? Czy jesteś może jednym z tych zakamuflowanych ptaków, które plądrują moje skarby? A może jakimś latającym dzieciakiem, który dla zabawy zmienia kurs okrętu? Gadaj, paniusiu! Bo skończysz za burtą tej łajby! – Wrzasnął, przyciskając mi hak do twarzy, a samemu wybałuszając oczy. Powinnam chyba się bać, ale jego mina i kostium raczej mnie rozśmieszyły. Postanowiłam jednak mu tego nie okazywać, z racji bliskości ostrego haka.


- Ja... jestem Theo Frost, pasażer. Nie zamierzam pana okraść ani też zmieniać kursu statku.


- To czego trzymasz linę żagla, co? – Wycedził, lecz wyglądał na zawiedzionego. Odsunął hak od mojej twarzy i dostrzegłam, że był on przytwierdzony do jego ręki. Na boku dostrzegłam wygrawerowany wielki napis „Kapitan Hak”, zupełnie jak w jednej z bajek z XIX wieku. Nie miałam jednak czasu się nad tym zastanowić, bo Kapitan wyrwał mi linę z rąk, i, złorzecząc, zaczął przeciągać ją na właściwe miejsce. Postanowiłam go trochę wypytać i postąpiłam za nim kilka ostrożnych kroczków.


- To pański statek? Jest bardzo… okazały.


- Czy mój? – Spojrzał na mnie z ukosa, jakby zastanawiając się, ile ma mi opowiedzieć. Moje pochlebstwo chyba jednak mu się spodobało, bo odchrząknął. – Był mój. Walczył z falami w Zatoce Wichrów! Nie raz rozbijał w proch inne statki! A w spokojny dzień można było patrzeć z niego godzinami aż poza horyzont! – Na jego twarzy pojawił się wyraz rozanielenia, a wzrok uleciał gdzieś w dal.


- Był? To znaczy…


- To znaczy nie jest. Miałem kilka scysji z takim jednym chłopaczkiem. Przez niego okręt zmienił się w ruinę, załoga, te przebrzydłe tchórze zdezerterowały. Musiałem walczyć sam i, oczywiście, świetnie sobie radziłem, ale wmieszała się ta wstrętna wampirzyca. Albo więzienie, albo praca dla Akademii. Wielki Kapitan Hak ma być autobusem szkolnym! Co to za przyjemność, mimo, że w swoim statku, ale przemierzać wciąż te same przestworza, zamiast pruć zielonymi wodami oceanów? Gdybyż tu były chociaż statki do łupienia! Ale nic! Tylko te zapchlone ptaszyska chcące wydziobać moje złoto! – Krzyknął, padł na kolana i zaczął się cały trząść. Teraz wystraszyłam się nie na żarty. Na szczęście skądś pojawił się młodszy mężczyzna o pryszczatej twarzy. Rzucił mi potępiające spojrzenie i ostrożnie podniósł trzęsącego się Kapitana. Wzruszyłam tylko ramionami, ale było mi głupio. Nie wiedziałam, że Kapitan Hak jest tak niestabilny emocjonalnie.


Nerwowo przeczesałam włosy i znów zaczęłam ostrożnie sunąć po pokładzie. Na dziobie zastałam moich rodziców.










Hej, wybaczcie moją nieobecność w zeszłym tygodniu, niestety miałam nieprzyjemne przygody z brakiem internetu :/ Miłego czytania! // Annie

4 komentarze:

  1. O tak! Jest rozdział i większość zagadek wyjaśnionych :D Co to za szkoła? I kapitan Hak autobusem szkolnym! Po prostu padłam! xD
    Hej, a może Theo zacznie chodzić z Piotrusiem, co? :D Kurcze, tutaj się zapowadają niezłe rzeczy! :D O matko, już nie mogę się doczekać! Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. O.o co tu się właśnie wydarzyło?! Nowa szkoła? Juz nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Haaaakuś! XD witaj stary przyjacielu! XD
    Szkoła Mavis? Łoho, ciekawie się zapowiada xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no po prostu padłam XD
    Ciekawe jak będzie tam w szkole.
    Weny itp.
    Pozdrawiam ~Snowmoon

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku! Dziękuję, że poświęciłeś czas na czytanie mojej twórczości! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tu swoją opinię, dzięki której będę wiedziała, co jeszcze powinnam poprawić! Mam nadzieję, że zobaczymy się przy kolejnym poście :)


(Kopiowanie i rozpowszechnianie opowiadań bez oznaczenia kto jest ich autorem jest zabronione )