Dni przepływały szybko i moje szanse, że na bal zaprosi mnie
ktokolwiek, malały. Już nawet się pogodziłam, że sukienka od rodziców zawiśnie
nieużyta w szafie, aż nagle przyszedł dzień, który zmienił moje dotychczasowe
życie.
Początek czerwca był piękny. Większość „tych fajnych” ludzi
musiała pisać teraz egzaminy poprawkowe i podciągać oceny, żeby przejść z klasy
do klasy, więc miałam przynajmniej trochę spokoju. Moje stopnie były bardzo
wysokie, jak zwykle, więc w czasie wyciągania dwój przez Katie i jej koleżanki
mogłam posiedzieć sobie w pobliskim parku lub spacerować z Domi. I choć z
początku miałyśmy opory, teraz nie wstydziłyśmy się ubierać krótkich spodenek. Ostatecznie, tak
niewiele osób nas tolerowało, że nie przejmowałyśmy się opiniami na temat naszych
figur. Domi, w przeciwieństwie do mnie,
była cała strasznie wysoka i chuda. Nie miała zupełnie biustu, a w jej posturze
było coś męskiego. Ona też często obrywała – czasami nawet za to, że się ze mną
przyjaźni.
Tegoroczny bal miał być połączony z jubileuszem szkoły, więc
przygotowania objęły wszystkich bez wyjątku. Zmuszono nas do wzięcia udziału w
dekorowaniu piwnic szkolnych, w których miała odbyć się nasza impreza. Aula
została przeznaczona na przyjęcie najróżniejszych miejskich oficjeli, którzy
mieli pobłogosławić szkołę lub lepiej - wspomóc ją finansowo.
Cała ironia polegała na tym, że zaangażowano w „ozdabianie
balowe” głównie dziewczyny, które nawet nie zamierzały wybierać się na bal.
Większość z nich nie miała partnerów, podobnie jak my. Nie przeszkadzało nam to
jednak być dumnymi ze swojego dzieła, gdy cała niska, ciemna piwnica, została
rozświetlona tysiącami światełek choinkowych i girlandów z bibuły. Patrząc na
skończone dzieło pomyślałam, że to może nawet lepiej, że nie będę brała w tym
udziału; gdybym się zdenerwowała stare fundamenty szkolne w połączeniu z bibułą
mogłyby dać piękny pożar.
Nazajutrz miał być bal oraz uroczystości, nauczyciele
ganiali w tę i z powrotem jak szaleni, a strojenie szkoły dobiegło końca.
Wykonywano ostatnie telefony, a w szatni dokonywano wyboru tegorocznego DJ’a.
Wypożyczyłam z biblioteki książki, które miały być moją jutrzejszą ucieczką
przed myślami o samotności. W domu
miałam co prawda moją kotkę Moon – tak ją nazwałam, bo uwielbiała siadywać nocą
na parapecie i przyglądać się księżycowi, zresztą niedawno odkryłam, że to
faktycznie kotka – a wieczorem miała wpaść Domi na jakiś fajny film. Strasznie jednak chciałam być na tym balu,
choć sama przed sobą nie mogłam się do tego przyznać.
Gdy już miałam wychodzić na drodze stanął mi znajomy
czarnowłosy chłopak. Zamarłam przy drzwiach, obładowana książkami. Poczułam, że
na twarz wlewa mi się rumieniec, a w brzuchu pojawia się łaskotanie.
-Theo, cześć. – Karol najwyraźniej nie zamierzał pozwolić mi
wyjść. Czekałam w napięciu, co mi powie. – Słuchaj, chciałem Cię o coś zapytać.
Wyjdziemy na zewnątrz? Daj. – Zabrał mi z rąk stosik książek, bez mojego
pozwolenia. Zamarłam przez chwilę, zaskoczona i zachwycona, czując podskakujące
serce. Dopiero po chwili trochę się
otrząsnęłam i wybiegłam za nim ze szkoły. Czego on może ode mnie chcieć?
Gdy już oddaliliśmy się trochę od budynku Karol odchrząknął.
-Słyszałem, że lubisz bale, Theo. – Zaczął. Było to bardzo
dziwne stwierdzenie, ale tylko kiwnęłam głową. Chłopak przystanął i rozejrzał
się wokół. – Chciałbym zaprosić cię na ten jutrzejszy bal.
Moje serce oszalało. Prawdopodobnie otwarłam usta, ale nie
byłam zbyt świadoma tego, co się ze mną dzieje. On zaprosił mnie na bal! Idę na
bal! Z Karolem! Z najfajniejszym chłopakiem naszej szkoły! Świat nagle wydał mi
się pięknym miejscem. Karol jednak
wyglądał na dziwnie spiętego. Czyżby nigdy nie zapraszał nikogo na bal?
- Super! To znaczy, jasne, bardzo chętnie z tobą pójdę, ale…
na serio? – Paplałam nie kontrolując tego, co mówię. Karol uśmiechnął się i
skinął głową.
- Wiem, że jesteś fantastyczną dziewczyną i tyle potrafisz…
Słyszałem, że umiesz różne sztuczki i tak dalej… Chciałbym przedstawić cię
kilku znajomym…
Byłam wciąż zbyt podniecona, by przejmować się tym, co mówił.
Kiwałam głową, nie słuchając go, a w mojej głowie już pojawiały się obrazy,
takie jak zachwycona mina Karola na mój widok i romantyczny taniec w blasku
dyskotekowych lampek.
- Przyjdę po ciebie jutro o ósmej.– Powiedział i puścił do
mnie oko. Po chwili zniknął w bocznej uliczce.
Chciało mi się śpiewać i tańczyć. Śmiałam się jak zwariowana
biegnąc do domu, aż ludzie oglądali się za mną i dziwnie przyglądali. Czułam,
jakby w ciele rozlewało mi się coś bardzo miłego i ciepłego. Nie mogłam
doczekać się miny mamy na wieść, że założę jej sukienkę oraz tego, co mi powie
Domi, gdy jej o tym wszystkim opowiem. Każde drzewo, każdy dom i latarnia
wydawało się uśmiechać do mnie i błyszczeć lśniącym blaskiem. Gdy wpadłam do
domu, rodziców jeszcze nie było, więc od razu zadzwoniłam do Domi. Bez
powitania opowiedziałam jej o całym zajściu, śmiejąc się do siebie jak
wariatka. Domi jednak nie podzielała mojego entuzjazmu.
- To dziwne. Przecież ty z nim nigdy nie gadasz. I nigdy
wcześniej nie zaprosił cię na bal, ani nawet nie próbował podrywać. – Gderała
mi do telefonu, co odebrałam jako obrzydliwe objawy zazdrości. Smutno mi było,
że mam taką przyjaciółkę, która nie może przynajmniej udawać, że podziela moje
szczęście. Nawet się z nią trochę przez to pokłóciłam i skończyło się na
przypalonej słuchawce od telefonu. Po chwili już jednak zanurzyłam się w
kosmetykach i innych przyziemnych sprawach.
Znowu czułam, że zaczynam myśleć jak typowa nastolatka i
cieszyłam się z tego. Trochę normalności w moim życiu. Nie chciałam, żeby
wątpliwości Domi zniszczyły mój dobry nastrój, więc czym prędzej przebrałam się
w przepiękną suknię, którą dostałam na szesnaste urodziny od rodziców. Przez
następną godzinę przymierzałam buty i zmieniałam fryzury – wszystko musiałam
mieć dopracowane do jutra. Nawet nie usłyszałam, jak mama wróciła do domu i
zaskoczona przyłapała mnie przed lustrem.
- Theo, czy to…
- Zaprosił mnie najfajniejszy chłopak ze szkoły! – Wypaliłam
jednym tchem. Twarz mamy się rozjaśniła i po chwili obie siedziałyśmy na kanapie
rozmawiając o Karolu, balu i fryzurach. Wciąż wymieniałyśmy radosne
wykrzykniki, po czym mama zajęła się tworzeniem na mojej głowie misternego
dzieła, które sama nosiła często w średniowieczu.
Tego wieczora kładłam się spać lekka jak piórko, mając głowę
pełną cudownych marzeń i obietnic.
Następnego dnia rano zadzwoniła Domi i mnie przeprosiła.
Powiedziała, że też przyjdzie na bal, ale sama. Twierdziła, że chce trochę
potańczyć i najeść się za darmo ciastek, choć wydawało mi się, że tak naprawdę
chce mieć na mnie oko. Pomyślałam, że musiało jej to naprawdę zaleźć za skórę,
że idę z Karolem. Równocześnie wyobraziłam sobie miny Vicky, Roxy i Katie,
przez co nastrój mój sięgnął stanu euforii.
Cały dzień czułam narastające napięcie i tremę. Z jednej
strony nie mogłam się doczekać balu, a z drugiej strony stresowałam się. Moje zmartwienia zaczynały się na tym, że
zrobię z siebie idiotkę podczas tańca, a kończyły na tym, że wywołam pożar. Przysięgłam
sobie, że za nic w świecie nie zdejmę rękawiczek.
Mi się wydaje, że Karol zaprosił ją dla żartu... skoro wcześniej nie rozmawiali ani nic takiego...
OdpowiedzUsuńAle mogę się mylić xD
Rozdział super ^^
Mysle tak samo jak ty
UsuńParę sztuczek hę? Przedstawić znajomym hę? Niezbyt mi się to podoba. A tak BTW cała historia wydaje się zacząć wyjaśnić na balu. Czy tylko ja mam takie wrażenie?
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam i zapraszam wszystkich do mnie :*
coś podejrzany ten Karol <.< >.>
OdpowiedzUsuńczekam na nexta jak zawsze ;)
POZDRO :3
Dziwny ten Karol... Nie lubię go. I mi się wydaję że Domi ma rację. v.v I Theo się na nim zawiedzie. Przykrlo mi z tego powodu v.v
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta. WENY!!!
Pozdrawiam cieplutko, albo dla rozchłodzenia atmosfery chłodno ^^