- Pewnie wiesz już
dużo o akademii, dlatego Will teraz zajmie się ciastem – wysłała mu
ostrzegawcze spojrzenie, gdy chciał zaprotestować – i pokażę ci parę zdjęć. W
końcu masz z nami mieszkać.
Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi. Ja nie przygotowałam
żadnych zdjęć. Nigdy nie zapoznawałam się ze współlokatorami. Violet otworzyła album na pierwszej stronie.
- To moja rodzina, Parr’owie. To znaczy, Iniemamocni.- Na
zdjęciu Violet stała przy wysokiej, rudowłosej kobiecie, która prawdopodobnie
była jej matką. Powoli przerzucała strony, pokazując mi swoje zdjęcia rodzinne.
Kolejne zdjęcia z mamą, z młodszym bratem. Na jednym z nich stała pomiędzy
bardzo podobnymi do siebie mężczyznami. Jeden z nich był wyraźnie starszy. – To
mój tata, a to pierwszy brat. On też tutaj chodzi, ale mieszka w mieście.
-A jaką on ma moc?
- Oh, superszybkość. – Odpowiedziała, jak gdyby nigdy nic.-
Drugi brat ma dopiero osiem lat i potrafi przybierać dowolny kształt. Ale dla
niego jest jeszcze za wcześnie na naukę. -
Przerzuciła stronę albumu. Był tam wklejony wycinek z jakiejś gazety.
Violet westchnęła, jakby znowu musiała coś tłumaczyć.
- Ogólnie, mnie ta szkoła jest absolutnie niepotrzebna. –
Znowu rzuciła potępiające spojrzenie na Willa, który prychnął okruchami ciasta.
– Dorastałam w czasach, kiedy zamknięto program superbohaterów. Od dziecka
uczyłam się, by kontrolować moce i żyć normalnie. Ale niestety, Mavis nikomu
nie odpuszcza. – Zastukała w gazetę.
Nagłówek brzmiał „ Już nie tak potrzebni?”.
Pokiwałam głową. Następne zdjęcie wysunęło się z albumu i zanim Violet zdążyła je schować,
przechwycił je Will.
- Vi, jak ty mogłaś spotykać się z takim palantem? –
Zapytał, trzymając zdjęcie w dwóch palcach i odsuwając je z dala od Violet,
która próbowała je odebrać. Dziewczyna
zarumieniła się i zrobiła się przeźroczysta. Słyszałam o tym, że w stresujących
sytuacjach zdarzało jej się znikać. Will tak wychylił zdjęcie, że mogłam
zobaczyć pięknie umalowaną Violet obok jakiegoś przystojnego rudzielca z
błyszczącymi zębami.
- To było w liceum! Byłam nastolatką… - zaczęła dziewczyna.
Will zamachał fotografią.
- A on był przystojny… Liceum było dwa lata temu! –
Stwierdził zgryźliwie. – Jaki palant wystawiłby cię w dzień balu końcowego?
- Och, uwierz, znam gorsze rzeczy, które dzieją się na
balach. – Wyrwało mi się nieumyślnie. Will i Violet spojrzeli na mnie ciekawie,
a ja natychmiast zamilkłam. Nie chciałam wracać do wydarzeń ostatnich
tygodni. Violet na szczęście
wykorzystała tę chwilę nieuwagi i wyrwała chłopakowi zdjęcie. Will krzyknął,
ale Violet zniknęła. Pozostał tylko jej beżowy sweter i unoszące się dziwacznie
w powietrzu zdjęcie, które przepłynęły spokojnie na fotel. Po chwili pojawiła
się na nim również właścicielka owych przedmiotów. Will wyglądał na oburzonego,
choć wyraźnie podniosły mu się kąciki ust.
- Teraz pokażę ci rodzinę Willa. – Warknęła Violet patrząca
ze złością na Willa, chowając zdjęcie głęboko do albumu i przerzucając stronę.
Ukazało mi się malownicze ujęcie roześmianych ludzi, stojących przed dziwnie
pomalowanym domem. Kolory były na zdjęciu okropnie jaskrawe, a postaci
wyglądały co najmniej ekstrawagancko.
- Tylko proszę, nie opowiadaj o nich wszystkich! To mogłoby
potrwać. – Mruknął Will, wciąż lekko naburmuszony.
- Nie mam zamiaru. – Odparła Violet. – Pewnie i tak niedługo
ich poznasz z opowieści Willa i jego tekstów typu „ za moich czasów”…
-Przecież jesteście w tym samym wieku? – Zapytałam zaskoczona. Violet przeczesała włosy palcami.
- Teoretycznie, ale w praktyce Will jest ode mnie młodszy.
Pochodzi z przyszłości.
- Słucham?! – Nie mogłam powstrzymać okrzyku. Wiedziałam co
to przeszłość, to ja byłam przeszłością. Ale nigdy nie widziałam człowieka
podróżującego w czasie. I znającego przyszłość. I POCHODZĄCEGO z przyszłości.
- Ej, to nie takie dziwne. – Wtrącił się Will. – Przecież tutaj jest mnóstwo ludzi z różnymi
świetnymi mocami, umiejętnościami, zmysłami… I przez to, że miałem wypadek w
czas-maszynie wylądowałem wśród nich. Przeciętniak. Nie mam w sobie nic
fajnego.
- On ma kompleksy. –
Wyartykułowała do mnie bezgłośnie Violet, podczas gdy Will zasępiony przyglądał
się zdjęciom. Zauważył to jednak i dał Vi przyjaznego kuksańca. Odchrząknęłam.
- Uważam, że to wcale nieprzeciętne. Znasz przyszłość!
Wiesz, jaka to jest przewaga? I, czy ja dobrze zrozumiałam, istnieje takie coś
jak „czas-maszyna”? – Will nie odpowiadał przez chwilę.
- Cztery lata temu rozwaliła ją taka wielka, czarna kula. To
był jakiś robot, czy coś, pętał się po środku Nowego Jorku. Na szczęście po jakimś czasie poznałem Vi.
Pomogła mi jakoś w tym dziwacznym świecie. – Dotknął zdjęcia. Zauważyłam go,
stał obok łudząco podobnej kobiety, z taką samą sterczącą fryzurą. Mógł mieć
piętnaście lat. Nagle wstał szybko i wyszedł z pokoju.
- Mieliśmy po szesnaście lat. Kto w takim momencie zostaje
pozbawiony rodziny? – Powiedziała Violet cicho, kręcąc głową. Milczałam. – Na
szczęście szybko się przystosował i trzyma się myśli, że naprawi tę swoją
maszynę. Z początku chciał znaleźć swojego ojca, ale gdy go znalazł, miał
dopiero rok. Teraz chyba już o tym zapomniał.
- Ojca? – Zapytałam, bo wciąż nie mieściło mi się to w
głowie.
- No tak, już kiedyś z nim rozmawiał, tylko że wtedy obaj
mieli po 13 lat.
- Kto?
- No on i jego ojciec. – Violet znowu się uśmiechnęła.
Widocznie wyczuła moje zupełne niedowierzanie.
- Ciekawa… - zaczęłam, ale w tym momencie do pokoju wrócił
Will. Na jego twarzy znów malował się szeroki uśmiech.
- Chyba przegapiliśmy nadejście ekipy. – Rzucił tylko
wskazując kciukiem na przedpokój. Rzeczywiście. W całym pokoju stało mnóstwo pudeł
i moje walizki. Pomiędzy nimi stali moi rodzice.
- Theo! Jakie śliczne mieszkanie. Sprzątnij tylko te pudła,
bo pewnie twoi współlokatorzy będą chcieli tutaj pochodzić. Elsa Frost. – Mama
wyciągnęła dłoń do Violet, która uścisnęła ją zaskoczona. Oczywiście gapiła się
na moich rodziców. Jak wszyscy.
- Willa już poznaliśmy. Ti ma dopiero szesnaście lat,
musicie być delikatni. – Wyszeptał teatralnie tata, ściskając rękę zdębiałej
Violi. – Jestem Jack. I zamknijcie drzwi od jej pokoju, gdyby chrapała.
- Oh, tato! – Przewróciłam oczami. Nigdy nie mogło się obyć
bez jego żarcików. Will zareagował jeszcze szerszym uśmiechem, a ja poczułam,
że się czerwienię. – Chyba zajmę się pudłami.
Przenosząc pudła słuchałam rozmowy na temat mojej osoby.
- Wiecie, jaką Theo ma moc? Jesteście przygotowani? Jej
partnera jeszcze nie ma?– martwiła się matka.
- Moje pole siłowe blokuje ogień. I do tego mamy trzy
gaśnice, w różnych częściach mieszkania. – Odpowiedziała szybko Violet, która
wyglądała na dziwnie podenerwowaną. –
Chłopak ma się zjawić pod wieczór, już zajął swój pokój.
- A nie macie nic przeciwko zwierzętom? Theo ma kota… -
Mamie przerwał zgodny okrzyk radosnego podniecenia i superlatyw na temat
zwierząt. Po chwili miałam dość tej rozmowy.
- Moglibyście mi pomóc? Zostały tylko trzy. – Zwróciłam się
do taty. Ku mojemu zdziwieniu do pomocy rzuciła się Violet. Mama jednak ją
uprzedziła.
- Kochanie! To my tu jesteśmy gośćmi. Zresztą, i tak chcemy
zobaczyć jej pokój. – Przemówiła swoim łagodnym głosem i Violet pokornie
ustąpiła. Niby przypadkowo kopnęłam za sobą drzwi do pokoju, gdy już weszliśmy.