Potem to ja zostałam zapoznana.
Tadashi uśmiechnął się do mnie i wymieniliśmy parę żartów o
Starku. Wyglądał jakoś dziwnie bez swojego białego kitla, a za to
w eleganckiej marynarce i czapce z daszkiem, z którą się nie
rozstawał. Honey miała długie blond włosy i ogromne okulary w
różowych oprawkach, również chętnie dołączyła do wyśmiewania
profesora, ale nie umknęło mojej uwadze jak otaksowała wzrokiem
Willa.
Goście
zostali wprowadzeni do względnie czystego dużego pokoju i usadzeni
na kanapie. Podałam ciastka, a Violet zajęła się szybkim
spaghetti składającym się tylko z makaronu, sera i śmietany. Po
wymienieniu jeszcze kilku uprzejmości i żarcików wcisnęłam
Tadashiemu i Honey moją kotkę Moon oraz album ze zdjęciami, który
oglądałam pierwszego dnia, i pobiegłam do kuchni, w której stali
ramię w ramię Violet i Will.
-
Czemu ich tu przyprowadziłaś? Tak bez uprzedzenia? – wyszeptał
Will soląc wodę na makaron. Violet rzuciła mi zdziwione
spojrzenie.
-
Nie powiedziałaś mu? – Zapytała szeptem, a ja tylko rozłożyłam
ręce. Z dużego pokoju dochodziły nas zachwyty Honey nad zdjęciami
i Moon. – No tak, bo z nim się nie da rozmawiać. Zapomniałam.
-
Teraz będziesz mówić o mnie w trzeciej osobie? Dlaczego mam się
zadawać z tymi ludźmi? – Zapytał Will trochę głośniej,
wskazując na nią oskarżycielsko widelcem. Dodatkowo w drzwiach
pojawił się Leo, w swoim domowym dresie.
-
Co w naszym salonie robią Ci ludzie? - Zapytał przyglądając się
Willowi, który wciąż trzymał widelec niebezpiecznie blisko Vi.
Postanowiłam, że czas wkroczyć.
-
Słuchajcie, mamy gości, więc proszę bez kłótni. Niestety musisz
dzisiejszego wieczoru pozadawać się z tymi ludźmi. Przeżyjesz.
Weź wiaminy z żelazem jeśli tak ci ciężko. – Rzuciłam
rozzłoszczone spojrzenie Willowi. Zachowywał się jak rozpieszczony
bachor! – A ty, Violet… Opowiesz nam co porabiasz całymi dniami
z Tadashim i Honey. I o waszej znajomości. I ich znajomości.
Dobrze? – Powiedziałam bardzo niewinnie, na co Leo westchnął.
Zignorowałam go. Chodziło mi oczywiście o udowodnienie Willowi, że
się mylił i doprowadzenie do pojednania. Gdy Will usłyszy to od
samej Violi, na pewno przestanie być taki zazdrosny.
Zachwycałam
się swoim żołnierskim komenderowaniem i spokojem. Popatrzyłam na
ostatnią zagubioną w sytuacji osobę. - Leo, ty po prostu bądź
miły i pilnuj Willa. Ten chłopak w salonie to Tadashi. - rzuciłam
mu wymowne spojrzenie, a on nieznacznie pokręcił głową.
-
Ja nie zamierzam tego słuchać. – Stwierdził ten głupek Will,
więc obdarzyłam go kolejnym morderczym spojrzeniem. Skrzyżował
tylko ramiona naburmuszony. Violet popatrzyła najpierw na Willa,
potem na mnie, wreszcie na Leo i jej twarz nagle się rozjaśniła.
-
Jasne, wszystko opowiem. Wiesz Theo, jak tak patrzysz to prawie
podpalasz wszystko samym wzrokiem! – Uśmiechnęła się do mnie z
wdzięcznością i zaniosła parujące spaghetti na stół. Pewnie
domyślała się uczuć Willa. Wyszłam zaraz za nią, pozostawiając
niezadowolonego chłopaka w kuchni. Leo jednak złapał mnie w
przedpokoju.
-
Nie uważasz, że to już przesada? - Wskazał na otwarte drzwi
salonu, z których dobywały się śmiechy. Zacisnęłam usta.
-
Rozmawiałeś z Willem? - Zignorowałam jego poprzednie pytanie. Leo
skrzyżował ramiona i wyprostował się. Zawsze to robił, by
podkreślić, że jest ode mnie większy i niezadowolony z czegoś.
-
Nie, nie chciał o tym rozmawiać. Wystarczająco skutecznie go
nastraszyłaś, panno najmądrzejsza swatko. Tyle lat już żyjesz,
powinnaś wiedzieć, że swatanie rzadko daje dobre rezultaty!
-
Co? Skąd wiesz? - Zapytałam zaskoczona. Nie sądziłam, że wie, że
jestem nieśmi… nie stop, co mówił Mrok? Że żyję dłużej niż
przeciętny człowiek. Leo przewrócił oczami.
-
Przecież swatki zawsze patrzyły tylko na pieniądze i na koligacje
dworskie i…
-
Chodziło mi o to… co masz na myśli pod pojęciem „tyle lat już
żyjesz”? - Zapytałam, przerywając mu. Leo spojrzał na mnie i
zobaczyłam, że jego źrenice rozszerzyły się na chwilę.
Odrobinkę się zmieszał, ale zaraz dalej udawał, że się na mnie
złości, nie dawał nic po sobie poznać. Jedynie uszy trochę
bardziej mu się zaróżowiły.
-
No… szesnaście, czy siedemnaście… ile ty tam masz… - Czemu
kłamał, że nie wie, że żyję dużo dłużej? Mavis mu tego nie
powiedziała? To skąd mógł wiedzieć? - Chodźmy już tam lepiej.
Nie
czekając na mnie poszedł do salonu. Całkiem nieźle udawał, tylko
po co? Pozostawiłam te myśli na potem, teraz należało zachować
czujność na kolacji.
Z
początku posiłek toczył się spokojnie. Tadashi opowiedział
jeszcze kilka dowcipów i nawet Will zaśmiał się parę razy.
Pewnie zaprzyjaźniliby się, gdyby nie chorobliwa zazdrość Willa.
Honey opowiadała nam o fantastycznym wynalazku dla kobiet, który
sam rozczesuje włosy i jest połączony z lokówką, prostownicą i
innymi bajerami. Potrafi również sam farbować włosy na dowolny
kolor, jeśli tylko ma się jego próbkę. W pewnym momencie Honey
zwróciła się do mnie, Leo i Willa.
- Dziwne, że dopiero teraz się
poznajemy, ostatnio Violet siedzi u nas całymi dniami! - W jej
głosie usłyszałam dziwny ton, jakby wcale do końca jej to nie
leżało. Prawdopodobnie Will nie był tutaj jedyną zazdrosną
osobą. - Tadashi i Vi są doprawdy pracoholikami, wciąż nad czymś
pracują! Wręcz dniami i nocami! - Dodała jakby zgryźliwie, ale
wciąż się uśmiechając i popatrując na swojego beztrosko
wcinającego spaghetti chłopaka. Chciałam coś odpowiedzieć, ale
ku nieszczęściu Vi pierwszy zareagował Will.